Psie historie dla dzieci potrafią być zabawne, wzruszające, a czasem – bolesne jak zimny nos w środku nocy. Psierociniec Agaty Widzowskiej to jedna z tych opowieści, które nie tylko uczą empatii, ale zostają z czytelnikiem na długo po zamknięciu książki.
Jest wczesna wiosna. Po chodniku skaczą zmarznięte wróble, które – wykorzystując zmarnowane przez człowieka okruchy – starają się przetrwać. W pewnym momencie pojawia się on – bezdomny pies. Żebra na wierzchu i potrzeba kontaktu przemieszana z lękiem, bo przecież na drodze może zawsze pojawić się on… człowiek, który jedną ręką karmi, a drugą potrafi uderzyć.
Bezdomność zwierząt jest trudnym tematem – podobnie jak bezdomność ludzi, chociaż nad ludzkimi tragediami potrafimy przejść z większym dystansem. Nie wiem i nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mamy większą skłonność do pomagania bezdomnym zwierzętom. Nie wiem, dlaczego niejednokrotnie odwracamy wzrok od bezdomnych ludzi. Być może chodzi o pewnego rodzaju odpowiedzialność – za zwierzę czujemy się w jakimś sensie odpowiedzialni, natomiast człowiek, jako istota samostanowiąca, powinien poradzić sobie sam.
Wybaczcie ten nieco smutny, ale – mam nadzieję – skłaniający do przemyśleń wstęp, jednak przy okazji książki, o której będę dzisiaj pisał, jest on naprawdę konieczny.
Psie historie dla dzieci. Agata Widzowska Psierociniec.
Lubię, kiedy mogę o książce napisać – zabawna historia, która wciąga akcją i doskonałym humorem. Któż z nas nie lubi takich opowieści? Tymczasem w przypadku Psierocińca musimy zmierzyć się z tematem znacznie trudniejszym – a jego waga wzrasta, gdy książkę czytamy naszym dzieciom, które być może słuchają jej w ciepłych łóżeczkach, z pełnymi brzuszkami i poczuciem bezpieczeństwa. W takich okolicznościach przyjdzie nam przeczytać:

Remik, który jest jednocześnie bohaterem i narratorem tej wspaniałej, obfitującej w emocje książki, wprowadza nas do świata, który dla dzieci może być niezrozumiały, ale jest zarazem doskonałym pretekstem, by rozmawiać o sprawach trudnych. To jedna z tych psich historii dla dzieci, które zostają z nami na długo, bo nie są tylko opowieścią o zwierzętach – są częścią większego zbioru psich historii dla dzieci, które pomagają dziecku zrozumieć świat emocji, także tych trudnych.
Tym bardziej że sama autorka, Agata Widzowska, nie ukrywa swojej wrażliwości, w jednym z maili napisała do mnie, że:
„Należę do osób, które bardzo się wzruszają losem zwierząt. Uważam, że skoro człowiek oswoił zwierzęta dla swoich potrzeb, to jest za nie w pełni odpowiedzialny – do samego końca. Dla psa człowiek jest całym światem, sprawmy więc, żeby stworzyć mu piękno, a nie piekło.”
To wyznanie nie jest pustym hasłem. Ono bije z każdej strony książki. Remik – pies, który stracił dom, ale nie utracił godności – staje się symbolem zaufania, które łatwo zburzyć, a tak trudno odbudować.
W tym podejściu czuć też filozofię bliską autorce: buddyjską wiarę, że wszystkie istoty mają prawo do godnego życia. I może właśnie dlatego Psierociniec tak mocno trafia do serca – bo przypomina, że człowieczeństwo poznaje się nie po tym, jak traktujemy równych sobie, lecz tych, którzy są całkowicie od nas zależni.
Ponieważ czytałem tę książkę kilkanaście razy w całości (tak bardzo spodobała się moim córkom), miałem okazję, by wejrzeć nieco głębiej w opisywaną przez autorkę historię, a zacięcie analityczne – wynikające częściowo z wykształcenia – nie pozwala mi przejść obojętnie obok bogatej warstwy tekstowej.
Mam na imię Remik.
W książce nie ma niepotrzebnych słów. Nie znajdziecie tutaj barwnych opisów przyrody – tu raczej:
„Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Adam Mickiewicz Sonety krymskie, Stepy akermańskie
Patrzę w niebo, gwiazd szukam przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?”
Mam nadzieję, że autorka nie będzie miała za złe włączenie Stepów akermańskich, bo poezja świetnie rezonuje z tym, co najlepsze niosą psie historie dla dzieci – emocje, których prozą nie sposób wyrazić. Ten zabieg stylistyczny i koncepcyjny sprawia, że w tej prozie schroniskowego życia pojawia się na horyzoncie jutrzenka ocalenia – właśnie poprzez poezję. Autorka podąża, moim zdaniem, bardzo cennym tropem, który w „osobie” Remika znajduje ujście swoistego szlaku podświadomości. Mamy tu czarne charaktery i wielką przyjaźń, mamy miłość i tęsknotę. Jest wszystko, co powinno się znaleźć w dobrej opowieści.
Ogromną wartość dodaną stanowią – moim zdaniem – neologizmy, które zastosowane są z wyczuciem i pomysłowością. Marzy zatem nasz bohater o pserniku czy torcie szczekoladowym, by finalnie obudzić się z pustym brzuchem.
Istotnym kontrastem jest także pochodzenie rasowe mieszkańców Psierocińca. Pies-poeta spędza zsyłkę wśród rasowców. To kolejny kontrast i jednocześnie świetny punkt wyjścia do rozmowy z dziećmi o zasadności kupowania psów rasowych. Na tle wilczurów, dogów, bassetów, pudli i innych, nasz Remik wypada o niebo lepiej – staje się natchnionym psim mędrcem, który myśli bardziej o innych niż o sobie. Aż do chwili… której, rzecz jasna, nie zdradzę – bo to punkt kulminacyjny tej opowieści.
Bardzo ważnym dopełnieniem warstwy tekstowej są ilustracje Małgorzaty Pietralik. Prosta, ale zdecydowana kreska świetnie oddaje stany emocjonalne towarzyszące bohaterom. Przez obrazy także przepływa coś, co można by nazwać literackim echem psich historii dla dzieci – tych narysowanych, nie opowiedzianych. To kolejny wymiar, w którym psie historie dla dzieci zyskują emocjonalną głębię.
Muszę się jednak doczepić do jednej rzeczy – i to niestety częsta bolączka książek dla dzieci. W wielu miejscach tekst staje się nieczytelny, zwłaszcza wieczorową porą, ze względu na zbyt niski kontrast między literą a tłem ilustracji. Dla mnie, astygmatyka, to niemałe wyzwanie. Ale daję radę – więc uznajmy to raczej za plus ujemny niż pełnoprawny minus.
Recepcja książki
Odbiór książki przez czytelników to dla autora chyba największa nagroda – bo, jak można się domyślać, honoraria wystarczają jedynie „na waciki” (albo przynajmniej na karmę dla kota recenzenta). Dlatego pozwolę sobie napisać kilka słów o tym, jak Psierociniec został przyjęty przez moje córki – miały wtedy 6 i 5 lat.
W tym miejscu chciałbym zwrócić się bezpośrednio do autorki:
Pani Agato, Psierociniec trafił do naszego domu w bardzo szczególnym momencie.
Byliśmy świeżo po wizycie w schronisku dla psów – szukaliśmy ósmego członka naszego rodzinnego stada. Tamta wyprawa była dla nas dorosłych bardzo symboliczna, pełna emocji i rozmów. Ale – co ciekawe – dzieci ten wątek zupełnie pominęły. Może był zbyt krótki, może zbyt „dorosły”, albo po prostu ich wrażliwość potrzebowała czegoś innego, bardziej namacalnego.
I właśnie wtedy pojawił się Remik – nie w kojcu, lecz na kartkach książki.
Przyjęcie tej historii przez moje dzieci było czymś więcej niż tylko lekturą. Psierociniec zadziałał jak impuls – jak najlepsze psie historie dla dzieci, które potrafią przeniknąć do świata zabawy i emocji. Stał się katalizatorem wyobraźni i pretekstem do rozmowy o trosce, samotności, odpowiedzialności – o uczuciach, których często brakuje w literaturze dziecięcej.
To właśnie dlatego Psierociniec zasługuje, by znaleźć się wśród tych najważniejszych psich historii dla dzieci – opowieści, które nie tylko bawią, ale też wychowują sercem.
Dla moich córek bardzo ważną informacją było to, że główny bohater, czyli Remik, istnieje naprawdę, a historia zaprezentowana w książce ma swoje odniesienie do zdarzeń, które być może poprzedziły adopcję „lisicznego” kundelka przez autorkę.
U dzieci wywołało to dalszy ciąg skojarzeniowy – nie traktowały tej historii jak bajki, ale bardziej jak reportaż. Muszę napisać, że ja także dałem się złapać autorce i dopiero w bezpośredniej wymianie myśli odczarowałem się na elementy literackiej fikcji. Myślę, że to kolejny argument świadczący o kunszcie pisarskim i umiejętności budowania świata przez Agatę Widzowską.
Ostatecznie w naszym domu pojawiło się kundelkowe szczenię, które jest z nami do dzisiaj – nie ze schroniska, bo przy czwórce ludzkich maluchów i kocie procedura adopcyjna była dość skomplikowana, a znalezienie „idealnego” towarzysza rodziny, pozbawionego lęków wobec ludzi i wrogiego usposobienia wobec kotów, okazało się w zasadzie niemożliwe, a na pewno trwałoby wieczność.
Kiedy książka trafia do krwiobiegu…
Kilka dni po lekturze Psierocińca moje dzieci zaczęły… bawić się w psy! Najstarsza córka była Remikiem, młodsza – jego przyjacielem Dredkiem, a maluchy po prostu psami. W naszej sypialni powstało schronisko z kojcami. Było rzucanie piłek i aportowanie, przeskakiwanie przez hula-hop i mnóstwo psich zabaw.
a w naszym domu zapanowała REMIKOMANIA 🙂

Kulminacyjny punkt zabawy trochę mnie zaskoczył i wymagał dyplomacji. W pewnym momencie dzieci przyniosły smycz (były to smycze reklamowe trzymane w buziach) i poprosiły, żebym zabrał je na spacer, po którym miałem zdecydować, którego psiaka zabieram do domu – żeby nie było dramatu, postanowiłem zabrać wszystkie.
Powiedziałem także, że będą miały budy i długie łańcuchy. Była to rzecz jasna prowokacja. Ku mojemu zdziwieniu – te małe dzieci doskonale wiedziały, że nie trzyma się psów na łańcuchach. Wiedziały, że psy się przytula, kocha, trzyma na kolanach.
I to właśnie wtedy zrozumiałem, jak mocno Psierociniec wniknął w ich emocjonalny świat.
Remik stał się kimś więcej niż tylko bohaterem z książki – jak bohaterowie tych najważniejszych psich historii dla dzieci – stał się wyobrażeniem potrzeby bliskości i symbolem tych najlepszych psich historii dla dzieci – takich, które zostają w środku na długo po zamknięciu książki.
Dlaczego trzeba przeczytać tę książkę?
Mam nadzieję, że udało mi się Was przekonać. Na koniec jednak oddam głos Joannie Papuzińskiej, która tak pisze:
Waga emocjonalnych doznań literackich może się okazać znacznie istotniejsza dla rozwoju osobowości dziecka, jego zdolności do komunikowania się z innymi ludźmi, zdolności do przezwyciężania cierpień i nieuniknionych trudności niźli czerpana z literatury pięknej wiedza czy informacje.
J. Papuzińska: Dziecko w świecie emocji literackich. Warszawa 1996, s. 14.
Literackie emocje wciągają dziecko jak wir i sprawiają, że zaczyna przyglądać się nie tylko światu przedstawionemu, ale też sobie samemu – swoim lękom, marzeniom, pragnieniom. Od zawsze to, co najsilniej przykuwa uwagę młodego czytelnika, to intensywność doznań bohatera – jego radość, ból, strach czy nadzieja. To one stają się lustrem, w którym dziecko przegląda się z pełnym zaangażowaniem.
I właśnie dlatego warto sięgać po takie książki jak Psierociniec – bo one nie uczą tylko słów. One uczą czucia.
Czytajcie dzieciom trudne książki. Rozmawiajcie z nimi o emocjach, o relacjach, o samotności, o potrzebie bliskości. O odpowiedzialności, która zaczyna się tam, gdzie kończy się wygoda.
Bo dzieci rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Czasem trzeba im tylko podsunąć odpowiednią historię.
Najważniejsze psie historie dla dzieci nie kończą się wraz z ostatnią stroną. One dopiero wtedy się zaczynają – w zabawach, w pytaniach, w sposobie, w jaki dziecko podchodzi do psa na ulicy. W codziennych gestach czułości wobec żyjących stworzeń.
A może – jeśli dobrze pójdzie – również wobec ludzi.
Post scriptum
Psierociniec istnieje naprawdę, a jeśli chcecie wspomóc działalność tego schroniska, zajrzyjcie na stronę internetową: psierociniec.pl
A jeśli już tam zajrzycie – niech was nie zdziwi, jeśli wrócicie z czymś więcej niż tylko empatią…