Kto dziś czyta Koziołka Matołka?
To pytanie pojawia się w mojej głowie za każdym razem, gdy sięgam po tę lekturę z półki – nie z sentymentu, lecz z potrzeby chwili, kiedy przychodzi pora na wieczorne czytanie z moimi dziećmi. Dlaczego?
Koziołek Matołek – niczym Pan Tadeusz – to mała epopeja ponadnarodowa, która przełamuje polskie stereotypy i za każdym razem pozwala odkryć nowe wątki
I mimo że bohater książki Kornela Makuszyńskiego uważany jest powszechnie za postać groteskową, zabawną, nawet nieco nieporadną – ja widzę w nim coś więcej. Mędrca. Przewodnika. Archetypicznego wędrowca, który wyrusza z misją i mimo przeciwności nigdy nie traci ducha.
To jedna z tych książek, które bawią i uczą dzieci oraz ich rodziców.
Od brody do Pacanowa – czyli Matołek dla dorosłych
Z perspektywy dorosłego czytelnika Koziołek Matołek przestaje być prostą bajką o naiwnym bohaterze. To dzieło, które – jak przystało na dobrą literaturę – zyskuje głębię wraz z doświadczeniem odbiorcy.
Można czytać je na wiele sposobów: jako komiksową epopeję, refleksję nad sensem dążenia do celu, satyrę na społeczeństwo, a nawet… jako pretekst do rozważań prawnych.
Brzmi zaskakująco? A jednak! Koziołek – w oczach dorosłego – spotyka na swojej drodze prawo konstytucyjne, niefortunne ustawy, sądy, kary niewspółmierne do winy, przestępczość, problemy migracyjne i transplantologię (!). Uczy o demokracji, interpretacji prawa i skutkach literalnego odczytywania przepisów.
Jak Matołek spadł z półki – czyli przewodnik po literaturze dla małych i dużych
Pierwszy kontakt mojej córki z Koziołkiem był… nieco przypadkowy. Możecie mi wierzyć, że przez kilka miesięcy nuciłem najstarszej córce przed snem zmyśloną kołysankę, która liczyła w szczytowych momentach godzinę tekstu wraz z refrenem. Każdego wieczoru od nowa pisałem kołysankę, której domagała się córka.
Zmęczony wieczornym śpiewaniem, postanowiłem zaryzykować z książką – a musicie wiedzieć, że do tej pory wieczorne czytanie nie wchodziło w grę.
Podniosłem się i sięgnąłem z półki Koziołka Matołka z nadzieją, że książka odciąży moje struny głosowe. Obawiałem się wprawdzie, że nieco „diabełkowata” kreska Walentynowicza przestraszy niespełna dwuletnie dziecko. Tymczasem… wydarzyła się magia.
Rymy Makuszyńskiego okazały się wciągające. Emocje były proste, ale silne.
Moja córka płakała nad losem Koziołka, który „nie może ruszyć łapą” – a ja musiałem zmieniać tekst, by nie kończyć wieczoru łzami. Przygody Matołka stały się codziennym rytuałem przez dwa miesiące. Do dziś umiem pierwsze pięć stron na pamięć. Koziołek jeździł z nami w gości i na nocowanie do babci. Bez niego – nie było spania.
Czy Koziołek nadaje się dla dzieci? Bez dwóch zdań!
To nie jest książka, którą da się zastąpić audiobookiem. Nie zadziała bez ilustracji. Nie przeniesie emocji przez ekran w animacji.
Koziołek Matołek to duet – Makuszyński i Walentynowicz – nierozerwalni jak Lennon i McCartney, Szymborska i Rusinek, dorożka i bruk.
Bez ich współpracy historia traci ducha. Dlatego Koziołka trzeba czytać. Na głos. Wspólnie. Z dziećmi.
Pacanów – cel czy symbol?
Cała historia Koziołka to wielka podróż – i to nie tylko geograficzna. To droga przez absurdy codzienności, która w oczach dzieci nabiera sensu, a dla dorosłych jest zwierciadłem pełnym ironii, dowcipu i aluzji, ale także zbiorem sprytnie wplecionych faktów historycznych.
Przygody w zoo, na Capri, w Ameryce, u sędziów, w wojsku, z czarownicą – każda scena niesie ze sobą nie tylko humor, ale i morał.
Czy dotrze do Pacanowa? A może Pacanów wcale nie istnieje? A może to metafora naszej własnej podróży przez życie – pełnej pomyłek, złych interpretacji, ale i serdeczności, śmiechu, walki z przeciwnościami?
Przy tej okazji pozwolę sobie przytoczyć pewną zabawną sytuację, która miała miejsce w trakcie rozmowy z naprawdę wykształconą osobą. Otóż w trakcie rozmowy pojawiło się nawiązanie do Pacanowa, w którym kozy kują. Gdyby nie fakt, że miałem do czynienia z osobą, która z literaturą jest za pan brat, pewnie nie wpadłbym nawet na pomysł, żeby zapytać, ale zapytałem:
– A pamięta Pani, jak skończyła się podróż Koziołka? Dotarł do Pacanowa? Podkuli go?
I wiecie, jaka była odpowiedź?
W sumie to nie wiem, bo nie czytałam do końca. Obawiam się niestety, że osoba nie czytała w ogóle, a jedynie kojarzyła słowa z emitowanej w telewizji kreskówki, ponieważ w przeciwnym razie na pewno nie zapomniałaby o zakończeniu tej historii.
A tak na marginesie – a Wy pamiętacie zakończenie tej historii?
Cudze chwalicie, swego nie znacie…
Współczesne dzieci nie znają już Koziołka tak dobrze, jak znały go wcześniejsze pokolenia. A szkoda. Bo to bohater, który uczy – nie moralizuje. Śmieszy – ale z klasą. I mimo że liczy sobie już ponad 90 lat, nie traci na aktualności.
Ma coś, czego brakuje wielu współczesnym produkcjom: wdzięk i mądrość w lekkiej formie. Po lekturze Koziołka nie sposób nie sięgnąć po rozwinięcie historii, które nosi tytuł Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki.
Dodam jeszcze, że ubolewam nad tym, iż do lamusa trafił także Przyjaciel Wesołego Diabła Makuszyńskiego. To naprawdę przezabawna historia, którą ekranizacja bardzo skrzywdziła.
Na koniec – wezwanie do czytelników
Jeśli nie macie jeszcze Koziołka w domu – kupcie. Pożyczcie. Odwiedźcie bibliotekę. Czytajcie z dziećmi. Czytajcie sami.
Niech ta książka znowu stanie się tym, czym była przez dekady: mostem między pokoleniami, wehikułem dzieciństwa, zaproszeniem do śmiechu i refleksji.