Muszę się przyznać na wstępie, że nie przypuszczałem, iż na moim blogu zagości kiedykolwiek tematyka związana z fizjologią, a w zasadzie z postrzeganiem tego zagadnienia z perspektywy kulturoznawczej, psychologicznej i literaturoznawczej. Jako tata najwspanialszej — choć dającej czasem nieźle popalić — czwórki, zapewniam was, że po… jakichś ośmiu latach oporządzania dziecięcych pup z zanieczyszczeń różnej maści, wolałbym już nie podejmować tego tematu. Przynajmniej przez jakiś czas.
Oczywiście życie pisze zawsze swoje scenariusze, i paradoksalna maksyma, która przestrzega przed używaniem skrajnych, absolutnych stwierdzeń — „Nigdy nie mów nigdy, nigdy nie mów zawsze” — wypłynęła na wierzch przy okazji recenzji książki Mikołaja Golachowskiego Pupy, ogonki i kuperki.
W trakcie analizy tekstu literackiego zaczęły się w mojej głowie kołatać sytuacje z życia naszych dzieci, które — z mniejszym lub większym nasileniem — dotyczyły wszystkich. A szczerze mówiąc, kiedy usłyszą dźwięk przypominający „bąka”, wpadają z jakiegoś powodu w stan dzikiego i niepohamowanego śmiechu.
Dlatego między innymi musiał powstać ten artykuł – to tak tytułem wstępu i wyjaśnienia.
1. Zaczyna się od pieluchy (i to dosłownie)
Zanim dzieci nauczą się mówić, my – dorośli – nieświadomie uczymy je słownictwa z… nocnika. „Ale masz pełną pieluszkę!”, „Idziemy siku!” – mówimy z czułością. To pierwszy krok do cielesnej świadomości, która potem wybucha śmiechem na dźwięk słów: „kupa”, „pupa”, „fujka!”. My to zaczęliśmy. I dobrze! Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Ponieważ dla nich nie ma w tym wstydu – to nie tablica zakazów i nakazów, lecz fascynująca część codzienności. Czasami w majtkach, czasami w nocniku… zależy od wielu czynników.
Jak tłumaczy Tomasz Klejna, z którym wywiad przeprowadziła Sylwia Stano-Strzałkowska, wydawca książek dziecięcych, „dla dzieci strupki i kupa nie są obrzydliwe. To rodzice mówią: ‘obrzydliwe, nie wolno, nie wolno, obrzydliwe’ – i wtedy to, czego nie wolno, jest dla dziecka jeszcze bardziej interesujące”. Dlatego dzieci śmieją się z kupy – bo to naturalna reakcja na temat, który dorosłych żenuje, a dzieci intryguje. Właśnie ta ciekawość – nie skażona jeszcze społecznymi filtrami – pozwala im cieszyć się rzeczami uważanymi przez dorosłych za „fuj”.
Jak się okazuje, zjawisko to nie jest wyłącznie związane z praktyką domową. Przenosi się – o zgrozo – do dziedzin kojarzonych z estetyką wysoką, w tym także do literatury. Jak zauważa Grzegorz Leszczyński, „historia o gówienkach nie nadaje się dla dorosłych, za to jest śliczną książką dzieciństwa. Nie edukacyjną, tylko śmieszną”. Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo rozpoznają w niej ten rodzaj bezkarnej radości, który nie musi być podporządkowany „smrodkowi dydaktycznemu” – jak mawiał Wańkowicz.
Dowodem może być popularność książki Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę, która „nie tylko uczy biologii (…), ale przede wszystkim bawi”. Opowieści takie jak O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę są „literaturą znakomicie trafiającą zarówno do trzylatka, jak i do trzynastolatka”. Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo to tematyka, która – zamiast być odpychająca – budzi zainteresowanie, śmiech i daje poczucie wspólnoty z rówieśnikami.

Takie książki są „jakieś” i „coś” robią młodemu czytelnikowi – tłumaczy przywoływany już Klejna. I właśnie dlatego, w świecie zdominowanym przez media wizualne, to właśnie „obrzydliwie śmieszna książka może być biletem dziecka do magicznego świata literatury”. Dzieci nie chcą być grzeczne – chcą się śmiać. A z kupy śmiać się można bezkarnie, wesoło i… literacko.
2. Bo kupa oswaja strach
Kiedy, pisząc ten artykuł, zapytałem zaprzyjaźnioną psycholożkę, z którą czasami się konsultuję w trudnych – w mojej ocenie – kwestiach, okazało się, że z psychologicznego punktu widzenia kupa to nie tylko kupa. Nie jest to po prostu twór będący efektem pracy naszego organizmu, nie jest produktem ubocznym trawienia. To z jednej strony potwór w toalecie, który odrywa od świetnej zabawy i po prostu straszy… tak bardzo, że z jednym z dzieci trzeba było chodzić do toalety aż do siódmego roku życia! Ale także przejaw pewnej niezależności i źródło dumy („Zrobiłem kupę! Chodź, zobacz!” – znacie to, prawda?).
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Ponieważ śmiech odczarowuje lęk. Znamy to nie tylko w odniesieniu do dzieci – każdy z nas zapewne widział człowieka, który w sytuacji lękowej zaczyna się śmiać. To strategia radzenia sobie z tym, co nieznane, niepokojące, nieco przerażające. To śmiech obronny – reakcja na niepokój, który dzieci jeszcze nie potrafią wyrazić słowami. Dlatego „pierdu śmierdu” to nie tylko dowcip, ale deklaracja odwagi. Zamiast się bać, dzieci mówią „kupa siku” i ruszają w świat. Z uśmiechem. Czasami wpędzając w zakłopotanie rodziców.
W popularnej książce Kupa siku autorstwa Stéphanie Blake króliczek Henio na każde pytanie odpowiada tylko: „kupa siku”. Gdy jednak zostaje połknięty przez wilka, a potem cudownie ocalony, jego język ulega tymczasowej „naprawie” – zaczyna grzecznie mówić: „tatusiu, proszę, dziękuję”. Ale gdy tylko zostaje poproszony o umycie zębów, triumfalnie odpowiada: „pierdu śmierdu!”. I znów wracamy do punktu wyjścia. Obawiam się, że będę musiał napisać także recenzję tej książki – ale to się jeszcze okaże. Wiecie już, że taka istnieje, i możecie po nią sięgnąć.

Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo to śmiech silniejszy niż wilk, większy niż lęk przed zjedzeniem i potężniejszy niż nakazy dorosłych. Jak pisze Sylwia Stano-Strzałkowska, to właśnie zakończenie wywołało największe kontrowersje wśród dorosłych, ale dla dzieci jest triumfem. To śmiech przeciwko opresji, który pozwala przejąć kontrolę nad światem – nawet jeśli tym światem jest łazienka lub paszcza drapieżnika.
Oswajanie lęku przez śmiech z rzeczy obrzydliwych ma długą tradycję i nie jest ograniczone wyłącznie do sfery fizjologii. Jak zauważa Grzegorz Dąbkowski, język opisu obrzydliwości jest równie ważny jak sama obrzydliwość. Dlatego dzieci uczą się nie tylko mówić o kupie – uczą się, jak mówić tak, żeby było zabawnie. To ważne narzędzie radzenia sobie z napięciem i niepewnością.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo to daje im władzę. Władza ta nie polega na realnym wpływie, lecz na odczarowaniu tego, co groźne. Dzięki książkom, w których kupa mówi „hej!”, a pasożyt nosi czapeczkę z daszkiem, dzieci mogą się z tego śmiać, zamiast się bać. Mogą w sposób naturalny i bez większych emocji przyjąć informację, że „musimy się odrobaczyć”.
Przy tej okazji wspomnę, że jako przedszkolak biegałem po ulicy, przy której mieszkaliśmy, i chwaliłem się, że mam robaki w głowie – a to były tylko wszy. Wyobraźcie sobie, że jedna z sąsiadek przypominała mi tę scenę jeszcze po dwudziestu latach. Długo oswajała swój lęk.

Jak pisze Nicola Davies w Robalach, nawet najbardziej obrzydliwe stworzenia da się poznać i polubić – wystarczy nadać im imię, narysować z uśmiechem i osadzić w absurdalnej narracji. Śmiech staje się więc nie tylko zabawą, lecz narzędziem poznawczym.
I dlatego właśnie dzieci śmieją się z kupy – bo chcą ujarzmić to, co nieoswojone. A dorosłym pozostaje albo śmiech z nimi, albo pełna powagi konsternacja. Z dwojga złego – lepiej się po prostu śmiać.
3. Bo dzieci wiedzą, że to śmieszne
Jak pokazują badania nad rozwojem humoru, dzieci w wieku od 3 do 7 lat są mistrzami humoru sytuacyjnego i językowego. Uwielbiają rymowanki, absurdalne skojarzenia, przesadne gesty i – przede wszystkim – przekraczanie granic. Ich śmiech nie potrzebuje pretekstu intelektualnego, kontekstu kulturowego ani wyszukanej puenty. Wystarczy: „Kosi kosi… fujka kupa!” – i już jest śmiesznie. Po prostu. Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo wiedzą, że to śmieszne. I nie potrzebują na to żadnego przyzwolenia ze strony dorosłych.
Z punktu widzenia rozwoju poznawczego to właśnie w tym wieku dzieci intensywnie uczą się języka, a śmiech bywa reakcją na zaburzenie norm komunikacyjnych i społecznych. Słowa takie jak „kupa”, „siku” czy „pierdu śmierdu” przekraczają zasady przyzwoitości, ale w oczach dziecka są całkowicie nieszkodliwe – i przez to dają ogromną satysfakcję. Paul E. McGhee, jeden z czołowych badaczy humoru dziecięcego, zauważa:
Dzieci w wieku od trzech do siedmiu lat wykazują największą radość z humoru, który narusza podstawowe normy społeczne lub oczekiwania – szczególnie te związane z funkcjami fizjologicznymi, bezsensownym językiem i tematami tabu. Śmiech staje się narzędziem do odkrywania i kwestionowania granic.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo mają poczucie, że w tym śmiechu jest siła – jakby chciały przez to krzyknąć za Elsą: „Mam tę moc!”. Śmiechem można testować granice, przyciągać uwagę i manifestować własną niezależność, a nawet bunt.
Ten śmiech to także wspólnota – dzieci, które razem chichoczą z „kupnej” rymowanki albo dźwięku „pffrrrt!”, są czymś więcej niż tylko chwilową zabawą. Stają się budulcem relacji. W ten sposób dzieci zaczynają tworzyć wspólny dla swojej grupy rówieśniczej kod. Dlatego tak wiele książek dla dzieci bazuje na humorze fekalnym. Jak zauważa Magdalena Kłos-Podsiadło, dzieci to wymagający czytelnicy, którzy „doceniają książki zabarwione absurdem, podszyte surrealizmem i lekko, a nawet bardzo, niepoprawne”. Dlatego dzieci śmieją się z kupy – bo te historie są ich, a nie nasze, dorosłych.
Z perspektywy literaturoznawczej również widać, że humor „obrzydliwy” nie jest przypadkowy. Jak pisze Sylwia Stano-Strzałkowska, „dzieci mają w sobie naturalną ciekawość, chcą od książki wrażeń i emocji. Jeśli ich tam nie znajdą, odrzucą ją i zajmą się pełnymi emocji filmami i grami komputerowymi”. Książki takie jak Kupa siku, Robale czy O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę po prostu działają. Nie próbują być ładne, grzeczne ani wyważone. One są zabawne. A dla dzieci to – najważniejsza z wartości.
Dlatego dzieci śmieją się z kupy. Bo rozumieją, że to śmieszne – śmieszne w najczystszy, najbardziej spontaniczny sposób, jaki tylko może być. I – czego warto się od nich uczyć – nie potrzebują do tego żadnego uzasadnienia.
4. Bo każde „fuj” to zaproszenie do zabawy
Nie wiem, czy są wśród czytelników tego bloga Panowie Piotrusiowie, którzy pamiętają jeszcze złote czasy sielskiego dzieciństwa – są? Na pewno! A skoro tak, to zapewne pamiętacie, jak dorośli (rodzice, dziadkowie, panie w przedszkolu) z uporem maniaka powtarzali: „Nie mów tak”, „Zachowuj się”, „To nie wypada” – itede, itepe. Co wtedy kołatało się w waszych umysłach? Skoro „Oni” czegoś zabraniają, to znaczy, że „to słowo ma moc”, bo przecież dorośli zabraniali nam setek różnych rzeczy, które sami robili.
I rzeczywiście – „kupa” czy „pupa” ma w sobie siłę wywoływania minieksplozji śmiechu, czasami nawet skrywanego chichotu. Wystarczy, że ktoś wypowie je z odpowiednim naciskiem albo przemyci w rymowance – i już rozlega się rechot, który trudno zatrzymać. Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo każde „fuj”, „nie wypada” i „zachowuj się” jest dla nich nie tyle zakazem, ile wyzwaniem. A może nawet zaproszeniem do zabawy.
Z punktu widzenia rozwoju emocjonalnego to mechanizm prosty, ale bardzo skuteczny. Dziecko błyskawicznie wyczuwa, co wzbudza silne reakcje u dorosłych – a im silniejszy sprzeciw, tym większa siła atrakcyjności. Przekroczenie granicy językowej normy (czyli właśnie wypowiedzenie „zakazanego słowa”) daje nie tylko przyjemność, ale też poczucie sprawczości. Jak pisze profesor Grzegorz Leszczyński: „Od najmłodszych lat potrzebne są książki, które 'coś’ czytelnikowi robią i ‘gdzieś’ go prowadzą”. To „coś” może być nawet obrzydzeniem – ale niech będzie prawdziwe, niech będzie emocjonalne. A cóż jest bardziej „niewygodne” niż głośne „siku”? Możecie oczywiście odnieść ten schemat także do przekleństw, które dzieci wychwytują momentalnie – a co gorsza, skoro tatuś tak mówi…
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo czują, że to słowo działa. Działa na rodziców, na nauczycieli, na panią w bibliotece. I to nie dlatego, że jest naprawdę groźne, ale dlatego, że łamie ustalony porządek. A łamanie zasad – w kontrolowanych warunkach – to jedna z najczystszych form dziecięcej zabawy. Jak pisze Leszczyński: „Najgorsze są aseptyczne książki bez wstrętu i obrzydliwości”. Dlatego dzieci śmieją się z kupy – bo ona nie jest aseptyczna. Ona pachnie wolnością.
Nie bez znaczenia jest tu również społeczna funkcja obrzydliwości. Jak zauważa Tomasz Klejna, „to, czego nie wolno, jest dla dziecka jeszcze bardziej interesujące”. Słowa tabu – a do takich należy „kupa” – stają się kluczami do tajemniczego świata dorosłości. Dziecko, które nauczyło się tego słowa, ma wrażenie, że wkroczyło na teren zakazany. A nic nie bawi tak bardzo, jak łamanie zakazu.
Dlatego właśnie książki, które traktują o fizjologii, obrzydliwościach i sprawach tabu, są dla dzieci tak atrakcyjne. Nie dlatego, że kochają fekalia, ale dlatego, że widzą w nich przestrzeń wolności. Jak zauważa Nicola Davies w Robalach: „Nie chciałabym, byście myśleli, że pasożyty są złe do szpiku kości” – i dzieci doskonale to rozumieją. One nie uprzedzają się do tematów – one chcą się z nimi zaprzyjaźnić. I najlepiej robią to właśnie przez śmiech.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo dorosłe „fuj” nie jest dla nich końcem rozmowy, tylko jej początkiem. A z rozmowy, jak wiadomo, najłatwiej przejść do zabawy.
5. Bo literatura dziecięca w końcu przestała być grzeczna
Koszmarny Karolek, króliczek Henio z Kupa siku, pasożyty Nicoli Davies – to tylko niektóre z postaci, które udowadniają, że dobra książka dziecięca to nie tylko moralizatorski ton Jachowicza. Literatura powinna, a nawet musi przekraczać wszelkie granice – i znamy to przecież z klasyków, którzy zasiadają na tronach przypisanych im przez kolejne, sztucznie przecież stworzone epoki historycznoliterackie. Niech zatem literatura – zarówno dla dzieci, jak i dorosłych – bawi się konwencją, niech wykorzystuje śmiech, przesadę, absurd i cielesność. Sięgajmy po takie treści także wtedy, gdy czytamy dzieciom, bo przecież treścią nie sposób się zabrudzić.
Dzieci chcą i potrzebują książek, które – jak pisał profesor Grzegorz Leszczyński – „coś im robią”, a nie tylko *„uczą”*¹. Dzieci nie szukają w literaturze suchych wskazówek wychowawczych. One chcą się śmiać, dziwić, czasem zbrzydzić, a czasem rozbawić do łez. Pod tym względem młodzi czytelnicy naprawdę nie różnią się od dorosłych – więc dlaczego mają być traktowani inaczej?
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo nareszcie mają do tego prawo także w książkach. Literatura dziecięca przestała być grzeczna. Przestała być listą nakazów i zakazów, a stała się przestrzenią dla wyobraźni, emocji i cielesności – także tej „fuj”. Już nie tylko bajki z morałem i opowieści o wzorowym zachowaniu, ale też historie o bekaniu, pierdzeniu (przepraszam za słowo, ale aż się ciśnie, żeby podbić rangę tematu), sraniu i całej gamie dziwnych fizjologicznych przygód znajdują swoje miejsce na półce z literaturą dziecięcą.
Jak zauważa Sylwia Stano-Strzałkowska, to właśnie cielesność i obrzydliwość stały się dziś jednym z najbardziej skutecznych narzędzi wciągania dzieci w świat książki. To nie tani chwyt, tylko świadoma strategia – bo *„obrzydliwie śmieszna książka może być biletem dziecka do magicznego świata literatury”*². Książki tego typu rozbrajają lęk, przełamują temat tabu i mówią dziecięcym językiem – bez udawania dorosłego tonu, bez mentorskości, bez smrodku dydaktycznego.
Dlatego dzieci śmieją się z kupy. Bo literatura nareszcie im na to pozwala. Bo mają książki, które nie moralizują, ale rozbrajają. Takie, które nie próbują ich wychować – tylko rozbawić, wzruszyć, czasem zaszokować, ale przede wszystkim: być z nimi naprawdę. Literatura dziecięca przestała być grzeczna – i to jedna z najlepszych wiadomości, jakie można przekazać małym (i dużym) czytelnikom.
6. Bo kupa to biologia, a nie wstyd
Podejrzewam, że wśród czytelników tego bloga jest wielu miłośników psów, kotów i innych, bardziej lub mniej egzotycznych stworzeń – oczywiście nie zakładam, że ktoś z was ma w wannie płetwala błękitnego, ale poza tym jestem gotów uwierzyć prawie we wszystko. Na pewno obserwowaliście zachowania waszych zwierząt na spacerze. Psy po prostu nie są w stanie odmówić sobie złożenia autografu na każdym obiekcie, który został już podpisany przez innego czworonoga albo dwunoga.
Kiedyś miałem golden retrievera – wspaniały pies: czuły, zaangażowany i wymagający codziennej kąpieli, ponieważ każda wizyta na łąkach kończyła się wytarzaniem w czymś, czego nie chcielibyście głaskać. Wprawdzie na krowie placki trafić coraz trudniej, ale w krzakach na pewno czają się równie interesujące „perfumy”.
Davies w swojej książce pisze o tym, jak zwierzęta komunikują się za pomocą kupy. Dla wydry to SMS, dla psa – podpis, dla paleontologa – kapsuła czasu. Dzieci są zafascynowane, nie zniesmaczone. Bo nikt im jeszcze nie powiedział, że mają się brzydzić.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo nie widzą w niej nic złego – zanim ktoś nie nauczy ich wstydu, widzą po prostu ciekawostkę biologiczną. W świecie zwierząt kupa to znak, trop, sposób komunikacji, ślad istnienia. Nicola Davies w Kupie. Przyrodniczej wycieczce na stronę tłumaczy to dzieciom bez cienia zażenowania – z humorem, ale i szacunkiem do faktów. To właśnie dzięki takiej narracji książka zdobywa zaufanie młodych czytelników: komunikuje się ich językiem, nie zniżając się do ich poziomu, tylko z nimi rozmawiając.
To nie dzieci wymyśliły, że kupa jest obrzydliwa. To dorośli przypisali jej znaczenie: „brudne”, „wstydliwe”, „niekulturalne”. Tymczasem dzieci – jak czytamy u Davies – potrafią przyjąć nawet najbardziej nieprawdopodobne fakty z pełną powagą i zainteresowaniem. „Niektóre zwierzęta w ogóle nie robią kupy – na przykład tasiemiec. On zjada wszystko i wydala przez to samo miejsce. Po prostu. I nikogo to nie oburza”. Dlaczego więc ludzi miałoby?
Dlatego dzieci śmieją się z kupy. Bo zanim nauczą się wstydu – śmieją się z tego, co naturalne, biologiczne, nieoswojone, ale poznawalne. Ich reakcją nie jest odraza, tylko ciekawość i zachwyt. I dopóki nie pojawi się dorosły z krzywą miną, dzieci nie mają z kupą żadnego problemu. Chociaż muszę dodać, że mam do czynienia z księżniczkami, którym – jak już coś „śmierdzi” – to do potęgi.
7. Bo kupa to bunt (ale ten zdrowy)
Na pewno wśród zaprzyjaźnionych rodziców zdarza się wam słyszeć – to bunt dwulatka, to bunt czterolatka, itd. Nie wiem, na czym polega fenomen tych określeń, ale mam wrażenie, że w ten sposób dorośli zdejmują ze swoich ramion pewne brzemię niezrozumienia naturalnych przecież, zakorzenionych – mam nadzieję – w każdym człowieku postaw buntu. Najwspanialsi bohaterowie książkowi, ale także filmowi, to przecież buntownicy – kto pierwszy złamał zakaz? Może rajski Adam, a może Gilgamesz? Może Prometeusz? Romeo i Julia, Konrad, Kordian i cała rzesza tych, których szanujemy i podziwiamy – to przecież właśnie buntownicy, rewolucjoniści. Cała nasza cywilizacja, jaką znamy dzisiaj, jest moim zdaniem podszyta postawami buntowniczymi. Dlaczego zatem próbujemy najpierw tłumaczyć, a później tłamsić takie postawy u naszych dzieci?
Dziecko mówiące „pupa” właśnie się buntuje przeciwko konwenansowi, testuje granice. Sprawdza, co wolno, a czego nie. Nie robi tego, żeby zdenerwować dorosłych – choć efekt uboczny bywa zabawny – ale po to, żeby zrozumieć zasady gry. To naturalna część procesu separacji: psychicznego oddzielania się od świata dorosłych, w którym wszystko ma swoje miejsce i swoją powagę. A dziecko? Ono szuka swojego głosu. I czasem ten głos brzmi jak „pupa” wypowiedziana z dumą na środku sklepu.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy, pupy, siku? Bo wiedzą, że to ich własna forma oporu. Nie wandalizm, nie przemoc, nie hejt – tylko słowny pstryczek w nos powagi. Dziecięcy bunt to nie transparent na barykadzie, tylko śmiech z „pierdu śmierdu” w trakcie lekcji. I choć dorosłych potrafi to wytrącić z równowagi, dla dziecka jest to wyraz autonomii. „Zobaczcie, jestem odrębny. Mówię coś, czego nie wolno. Mam kontrolę – choćby tylko nad słowem.”
To, co z perspektywy dorosłego wygląda jak niesubordynacja, z perspektywy psychologicznej jest zupełnie zdrowym mechanizmem rozwojowym. Przekraczanie granic – językowych, społecznych, kulturowych – to część procesu budowania tożsamości. Śmiech nie jest więc złośliwością. To nie kpina. To przejaw samodzielności.
Jak zauważa Sylwia Stano-Strzałkowska, literatura, która na to pozwala, pełni funkcję wspierającą rozwój emocjonalny: *„Dzieci chcą od książki wrażeń i emocji”. A co daje większe emocje niż powiedzenie „dupa” w miejscu, gdzie tego nie wypada? Co więcej – co daje większą radość niż książka, która robi to za dziecko i jeszcze mu przyklaskuje?
Dlatego dzieci śmieją się z kupy. Bo ten śmiech to ich mały bunt. A literatura, która na ten bunt pozwala, nie demoralizuje. Ona daje dziecku przestrzeń do testowania świata, do sprawdzania, kim jest – i czy wolno mu być sobą, a jednocześnie zachęca do wchodzenia do świata literatury jako do przestrzeni wolności.
8. Bo dobre książki nie są „ładne” – są prawdziwe
W zmieniającej się dynamicznie rzeczywistości i tym, co niektórzy próbują nazywać rewolucją kulturową, doszliśmy, jak sądzę, do miejsca, w którym śmiało możemy powiedzieć, że maski zaczynają odpadać, że kurtyna już nie musi być wyprasowana – i że w ogóle nie musi być kurtyny. Możemy się z tym zgadzać lub nie, ale to zupełnie normalne procesy, które regularnie występowały w każdej epoce. Gdyby Szekspir nie zrewolucjonizował teatru, to prawdopodobnie do dzisiaj siedzielibyśmy na kamiennych stopniach greckich amfiteatrów. Mówienie, że coś „nie wypada” lub jest „nieprzystające”, jest tylko kolejnym pretekstem, by postąpić inaczej, by płynąć pod prąd.
Oczywiście, niechętni takiemu podejściu powiedzą: „To nie wypada”. A potem westchną nad piękną ilustracją przedstawiającą grzeczne dzieci siedzące przy stole, które jedzą kanapkę z rzeżuchą i pytają: „czy mogę wstać od stołu?”. Tylko należy mieć świadomość, że dzieci i tak wybiorą to, co śmieszne. I – co tu dużo mówić – mają rację.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo kierują się dziecięcą intuicją, która jest mądrzejsza niż niejeden poradnik dla rodziców. Antypedagogika pokazuje, że dzieci są mądre same z siebie – i wcale nie potrzebują „książeczek edukacyjnych”, które przez pół rozdziału tłumaczą, że trzeba myć ręce, a potem przez drugie pół przekonują, że warto dzielić się zabawkami. Dzieci potrzebują książek, które bawią, fascynują i pachną… no, czymś wyrazistym. Nawet jeśli to zapach wilczego truchła, padliny, kiszonej kapusty albo po prostu – tak, znowu to słowo – kupy.
Nie chodzi o to, żeby szokować dla samego szoku. Chodzi o to, żeby mówić językiem, który dzieci rozumieją. A ten język – jak zauważa choćby Arno Stern czy Jesper Juul – to język pełen emocji, obrazów, bezpośrednich skojarzeń, czasem także tego, co niewygodne, lepkie, brudne, ale… prawdziwe. Dobre książki dziecięce nie są „ładne” – są uczciwe.
Doświadczyłem zresztą tego w trakcie spotkania w Klubie Miłośników Komiksów, który od niedawna działa w miejskiej bibliotece. Chłopcy, którzy przyszli na spotkanie, wcale nie zachwycali się kreską Papy Chmiela – ich wybory to zupełnie inna ścieżka: pełna prostoty, bąków, beknięć, itp. Dlatego taka literatura ma u dzieci szanse jak żadna „bajka z przesłaniem” – bo trafia w punkt.
Jak pisze Stano-Strzałkowska, dzieci mają prawo do literatury, która „coś im robi” – nie upiększa świata, tylko go pokazuje takim, jakim jest: pełnym zagadek, brzydkości, dziwności i zabawy. I właśnie w tym tkwi ich siła. Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo dobra książka nie udaje, że kupa nie istnieje. Ona ją pokazuje. I pozwala się z niej po prostu śmiać.
9. Bo śmiech z pupy to śmiech z życia
Dzieci śmieją się z rzeczy, które my – dorośli – ukrywamy. I to ich śmiech jest prawdziwszy – moglibyśmy się od nich uczyć albo po prostu nie zapominać w trakcie naszego rozwoju. Wszyscy przecież mamy pupę. Wszyscy robimy kupę. To nie wstyd – to biologia. A przy okazji: cudowny materiał na żart. Taki, który może być początkiem czytelniczej pasji. Bo jeśli śmiejesz się z krecika, któremu ktoś narobił na głowę – to znaczy, że jesteś gotowy na książki. Te prawdziwe.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo śmieją się z tego, co realne, fizyczne, codzienne. Nie boją się przyznać, że ciało istnieje. Że brudzi, że pachnie (czasem bardzo), że jest śmieszne, niewygodne, ale też naturalne. My – dorośli – staramy się to wszystko zakryć, wyprasować, zdezynfekować. I upupić. Gombrowicz doskonale wiedział, że największym zagrożeniem dla rozwoju jest infantylizowanie autentycznych emocji dziecka. A dzieci, śmiejąc się z kupy, buntują się przeciwko temu „upupieniu” – mówią: jesteśmy w świecie i mamy prawo się śmiać.
I jakby tego było mało – w tym śmiechu jest jeszcze coś więcej. Jest lustro. Bo przecież, jak mówi Stańczyk w Weselu Wyspiańskiego: „Z kogo się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie!”. I to jest może największa wartość tego śmiechu. On nie wyklucza. Nie drwi z innego. On obejmuje wszystkich – tych, co sikają w krzaki, i tych, co robią poważne miny, kiedy mowa o robieniu kupy. Ten śmiech jednoczy. I robi coś, czego nie potrafią czasem zrobić dorośli – łączy świat dzieci z rzeczywistością.
Dlatego dzieci śmieją się z pupy. Bo śmiech z pupy to śmiech z życia. A literatura, która pozwala się z tego śmiać, to literatura, która daje nadzieję. I radość. I po prostu… śmiech.
Na zakończenie: kupa jako kategoria poznawcza
Trudno nie zauważyć, że „kupa” – choć zdawałoby się, że to słowo proste, może nawet prostackie – odsłania przed nami całkiem poważne kwestie: granice kultury, języka, pedagogiki i literatury. W świecie pełnym „estetycznych wartości”, „propozycji edukacyjnych” i „rozwoju kompetencji czytelniczych” dzieci uparcie wybierają to, co śmieszne, cielesne, nieoswojone. I bardzo dobrze.
Dlaczego dzieci śmieją się z kupy? Bo instynktownie rozumieją to, czego często nie potrafią przyznać sobie dorośli: że śmiech nie wyklucza z rzeczywistości – on do niej wprowadza. Że to, co „nieprzystojne”, bywa często najbardziej ludzkie. I że literatura, która pachnie zbyt czysto, rzadko zostaje z czytelnikiem na długo.
Jeśli zatem przyjmiemy kupę jako kategorię poznawczą (choćby tylko na chwilę), otworzy się przed nami nie tylko nowe pole badań – ale może też droga do szczerej rozmowy z młodymi odbiorcami. Takiej, w której nikt nie boi się śmiać. Ani z kupy, ani – z samego siebie.
I proszę sobie teraz uzmysłowić, że ten artykuł został niejako sprowokowany przez lekturę książki Mikołaja Golachowskiego Pupy, ogonki i kuperki… Literatura to naprawdę niezbadany ocean.
Bibliografia
Blake, Stéphanie. Kupa siku. Przeł. Joanna Rzyska. Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2014.
Davies, Nicola. Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę. Przeł. Jerzy Jędryas. Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2013.
Davies, Nicola. Robale, czyli co nas zżera. Przeł. Jadwiga Jędryas. Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2013.
Dąbkowski, Grzegorz. „O języku obrzydliwości.” W A fe! Społeczno-kulturowe konteksty wstrętu i obrzydliwości, red. Agnieszka Drzał-Sierocka i Magdalena Kowalewska. Gdańsk: Wydawnictwo Naukowe Katedra, 2022.
Holzwarth, Werner i Wolf Erlbruch. O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę. Przeł. Łukasz Żebrowski. Warszawa: Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2011.
Leszczyński, Grzegorz. Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku. Warszawa: Centrum Edukacji Bibliotekarskiej, 2007.
McGhee, Paul E. Humor: Its Origin and Development. San Francisco: W. H. Freeman, 1979.
Stano-Strzałkowska, Sylwia. „Kupa, siku, robale i koszmarne dzieci – czyli rola obrzydliwości w literaturze dziecięcej.” W A fe! Społeczno-kulturowe konteksty wstrętu i obrzydliwości, red. Agnieszka Drzał-Sierocka i Magdalena Kowalewska. Gdańsk: Wydawnictwo Naukowe Katedra, 2022.
Klejna, Tomasz. Cyt. za: Sylwia Stano-Strzałkowska, „Kupa, siku, robale i koszmarne dzieci – czyli rola obrzydliwości w literaturze dziecięcej.” W A fe! Społeczno-kulturowe konteksty wstrętu i obrzydliwości, red. Agnieszka Drzał-Sierocka i Magdalena Kowalewska. Gdańsk: Wydawnictwo Naukowe Katedra, 2022.
Kłos-Podsiadło, Magdalena. Wypowiedź w materiałach promocyjnych Wydawnictwa Dwie Siostry.