Agata Widzowska i jej Słodziak – to właśnie ta książka stała się dla mnie punktem wyjścia do refleksji o tym, kim jesteśmy jako ludzie i dokąd zmierzamy. Kiedy siadam do recenzji jakiejkolwiek książki, w moich myślach na pierwszy plan zawsze wysuwa się człowiek. Naprawdę wspaniała istota – niesamowita, niezbadana, nieodgadniona.
Człowiek – Homo sapiens, „człowiek myślący”. Tak określiła nas nauka, przydając temu gatunkowi cechę wyróżniającą – zdolność do refleksji, samoświadomości, tworzenia kultury i systemów wartości. Paradoksalnie jednak, im więcej wiemy o sobie i świecie, tym wyraźniej dostrzegamy również ciemniejsze aspekty naszego istnienia: bezwzględność, egocentryzm, a nierzadko i obojętność wobec cierpienia innych. Ta dychotomia – między potencjałem myślenia a destrukcyjnością działania – staje się punktem wyjścia dla pytania o to, co może ocalić nas jako gatunek przed „lemingizacją”, czyli bezrefleksyjnym podążaniem za masą ku przepaści etycznej i egzystencjalnej pustce.

W tym kontekście literatura – a w szczególności literatura przeznaczona dla najmłodszych – jest, lub – może lepiej byłoby napisać – powinna być narzędziem formacyjnym człowieka w jego najbardziej chłonnym, kształtującym się stadium. I nie jest to stadium kijanki – Twoje dziecko to pełnoprawny, myślący człowiek, którego układ nerwowy rozwija się w tempie miliona połączeń neuronowych na sekundę.
Jak słusznie zauważa Maria Janion, „literatura jest nie tylko lustrem rzeczywistości, ale i laboratorium dusz” – przestrzenią, w której rodzą się wartości, tożsamości i obrazy świata. Literatura dziecięca, poprzez metafory, opowieści i symbole, pełni funkcję nie tylko edukacyjną, ale przede wszystkim aksjologiczną: uczy empatii, sprawiedliwości, odpowiedzialności za słowa i czyny. To przecież najważniejsze wartości, które trzeba pielęgnować i wzmacniać.
Kiedy więc wczoraj, w trakcie Dnia Rodziny, widziałem dwóch chłopców w wieku może sześciu lat, spacerujących ze wzrokiem utkwionym w smartfon, pomyślałem, że muszę przysiąść do książki, by skalibrować swoją perspektywę – perspektywę taty, który czyta, który czasami krzyknie, może nawet przeklnie, ale jest. W zasadzie w każdym momencie, ale bez narzucania – z perspektywą bezpiecznej przestrzeni i przystani.
W tym duchu i z takim nastawieniem sięgnąłem po książkę Agaty Widzowskiej: Słodziak. Od razu czuję się zobowiązany, żeby – zanim napiszę kolejne słowa – przeprosić autorkę, ponieważ tytuł wydał mi się nieco odpychający. Nie przepadam za tym słowem, ponieważ w mojej ocenie jest ono podszyte pewnym negatywnym infantylizmem, może nawet ironią. Kiedy jednak zobaczyłem na okładce rudą, potarganą dziewczynę oraz psa, który przypominał mi Niepieska z serii Psierociniec, a w tle budynek biblioteki, uznałem, że być może autorka próbuje mnie nabić w „Słodziaka”.
Słodziak – język obrazu dla najmłodszych
Muszę przyznać, że jednym z największych atutów Słodziaka są ilustracje Marty Rydz-Domańskiej. Nie tylko dopełniają tekst Agaty Widzowskiej, ale też pogłębiają jego przesłanie, znakomicie wpisując się w tradycję literatury formacyjnej. W książkach dla dzieci ilustracja pełni funkcję nie tylko estetyczną, ale – co ważniejsze – poznawczą i emocjonalną. Jest równorzędnym nośnikiem znaczeń, przewodnikiem po świecie wartości i uczuć. Styl Rydz-Domańskiej – miękki, nasycony kolorem, oparty na uproszczonej metaforyce – buduje atmosferę bezpieczeństwa, wrażliwości i czułości. Uważam zresztą, że ilustratorzy wciąż są zbyt rzadko doceniani przez krytyków i recenzentów, choć ich rola – zwłaszcza w literaturze dla najmłodszych – jest fundamentalna. To przecież dzieci słuchając opowieści, równocześnie „czytają” obrazem.
To właśnie dzięki ilustracjom młody czytelnik może wejść w opowieść głębiej, niejako ją poczuć, zanim ją w pełni zrozumie. Symboliczna przestrzeń biblioteki – obecna w tle okładki – odsyła do idei przejścia: od dziecięcego chaosu ku porządkowi refleksji, od intuicji ku świadomości. Literatura – wsparta obrazem – staje się w tym ujęciu nie tylko narzędziem edukacji, ale formowania człowieka.
Zresztą, z własnej perspektywy muszę wam napisać, że dla mnie biblioteka pełniła w dzieciństwie taką właśnie funkcję. Było to miejsce, w którym szukałem przyjaciół, inspiracji, wrażliwości – i nie jest to z mojej strony czcze gadanie.
A zatem:

W zasadzie od pierwszych słów wiedziałem, że Agata Widzowska konsekwentnie realizuje własny, wyjątkowy i odrębny styl pisarski. Ponieważ bardzo lubię wszelkie eksperymenty językowe, które wzbogacają nasz polski, ludzki język, z tym większą radością zagłębiałem się w kolejne warstwy, w których Psistojny bohater ukazuje czytelnikowi pewną psią perspektywę relacji międzygatunkowych. Psy, koty i konie – w takiej właśnie kolejności – to przecież najwcześniej udomowione zwierzęta, które znajdziemy w niemal każdej przestrzeni związanej z ludzką aktywnością.
Jak Słodziak buduje most między językiem a emocjami
Ponieważ wychodzę z założenia, że moje recenzje nie mogą być jałowym zestawem refleksji, zajrzyjmy także w pisarski obszar warsztatowy. Słodziak wita się z nami bardzo kulturalnie – na sposób psio-ludzki – co jedynie podkreśla zależność między psem a człowiekiem. Słowa: „Psień dobry”, „Psistojny”, a także „Psianel nr 5” to świetne przykłady neologizmów językowych, a ściślej: zoo-neologizmów lub animalizmów stylistycznych.
A teraz uwaga, bo będzie jeszcze trudniej – to zoonimizowane neologizmy leksykalne. Brzmi pięknie i fachowo, prawda? Innymi słowy: to nowe określenia tworzone przez połączenie elementu językowego odnoszącego się do zwierząt – tak jak w tym przypadku „psi-” – z istniejącym słowem.
Jeśli chcielibyście się pochwalić w towarzystwie znajomością językoznawczej terminologii, możecie powiedzieć, że Agata Widzowska często stosuje kontaminacje językowe (zlepki wyrazowe):
- „psień dobry” = „psi” + „dzień dobry”
- „psistojny” = „psi” + „przystojny”
Jeśli chodzi o zabiegi stylistyczne, to godne uwagi jest także imię, które Słodziak chciałby nosić – Fetor Wspaniały to przykład słowotwórstwa emocjonalnego, ironiczne przeciwstawienie do „Słodziak”.
Jest jeszcze jeden ciekawy zabieg językowy związany z lekarzem weterynarii, którego obawia się Słodziak: Lukrecjusz Kocimiętek. Prawdopodobnie powinienem teraz uważać na to, co piszę – zwłaszcza że moja żona jest lekarzem weterynarii – ale nie mogę się oprzeć.

Otóż w tym imieniu autorka zastosowała bardzo ładny zabieg, który aż prosi się o językoznawczą interpretację.
Imię pochodzi od Tytusa Lukrecjusza (łac. Lucretius), rzymskiego filozofa i poety, autora dzieła De rerum natura. Wprawdzie etymologicznie nie jest do końca jasne pochodzenie imienia, ale przypuszczalnie wywodzi się ono z łaciny i może być związane ze słowem lucrum – „zysk”, „korzyść”. W odniesieniu do profesji weterynarza wydaje się to mieć dość szczególne znaczenie.
Z kolei nazwisko wspomnianego lekarza – Kocimiętek – to przykład onomastycznej kontaminacji i gry słów:
- koci + mięta → kocimiętka, roślina o szczególnym działaniu na koty (ale niekoniecznie na psy),
- końcówka „–ętek” nadaje nazwisku słowiańsko-ludowe brzmienie i humorystyczną pseudorealność.
W efekcie powstaje kontrastowy i komiczny pseudonim, typowy dla literatury dziecięcej. Podobnych przykładów możemy znaleźć w literaturze co najmniej kilka, np.: Ambroży Kleks, doktor Dolittle.
Dlaczego autorka tak zrobiła? Zakładam, że po to, by uzyskać bardzo przyjemny efekt humorystyczny, który wpisuje się w potrzebę językotwórczą dzieci. Każdy rodzic jest w stanie przywołać przynajmniej kilka „niesamowitych” słów stworzonych przez dzieci. Te słowa świadczą także o pewnej rodzinnej wspólnocie – zazwyczaj nie spotkamy takich samych dziecięcych neologizmów w innych rodzinach. Zapamiętujcie je, a jeśli chcecie się nimi pochwalić – zróbcie to w komentarzu.
Na szczególną uwagę w twórczości Agaty Widzowskiej zasługuje, moim zdaniem, umiejętność łączenia prozy z poezją i odwrotnie. Wspomniałem już o serii Psierociniec, w której zetkniecie się z psim poetą – w Słodziaku jest podobnie. Pozwólcie, że w ramach ćwiczeń z poetyki przeprowadzę ekspresową analizę dwóch wierszy – ale robię to także z pewnym nastawieniem interpretacyjnym, ponieważ jest to, w mojej ocenie, bardzo ważny zabieg.
Wiersz Słodziak, niejako inicjujący, prowadzony jest w pierwszoosobowej narracji z psiej perspektywy. Pełen humoru, przerysowanej logiki i pytań retorycznych. Czterowersowy, regularny układ strof, w których prawie każda zbudowana jest z ośmiu sylab. Rymy w układzie parzystym (aabb), często dokładne, żeńskie.
Drugi, a właściwie trzeci (bo w książce znajdziemy jeszcze jeden wiersz zbudowany na tej samej zasadzie co „Słodziak”), utwór, który moim zdaniem zasługuje na uwagę, to „Kotka Lusia”. Charakteryzuje się narracją trzecioosobową – to już bardziej opowieść z elementami współczucia i wzruszenia. Można ją uznać za mini-bajkę z morałem, co – obok onomatopeicznego refrenu – doskonale wpisuje się w styl Agaty Widzowskiej. Na marginesie dodam, że autorka chyba rzeczywiście darzy dźwiękonaśladowcze słowa szczególną sympatią, skoro jej profil na Facebooku nosi nazwę „Onomatopejka”. Wiersz składa się z sześciu strof, napisanych również ośmiozgłoskowcem, z regularnym układem rymów.
Dlaczego zwróciłem na to uwagę? Otóż możemy zaobserwować pewne wyjście ze świata poezji, właściwego dla psiej i kociej perspektywy, do świata prozy. Z prozą łączy się nam od razu pewien frazeologizm – a ściślej: metafora idiomatyczna – „proza życia” – i w istocie coś na rzeczy jest. Kot i pies mają szansę na zawiązanie relacji dzięki wysiłkowi człowieka oraz ich wspólnej pracy, z jego racjonalnym nastawieniem i perspektywą rozwiązywania sporów, zawiązywania przyjaźni. Tego byśmy przecież wszyscy pragnęli.
Jest jeszcze jedna bardzo ciekawa rzecz, na którą zwróciłem uwagę – i być może niektórzy tatusiowie również zwrócą:
„Spójrz tylko na mój wilczy nos! Składa się z dwóch otworów, tak samo jak twój, ludzki, ale działa sześćdziesiąt razy mocniej. Rzeczy, które kojarzą mi się pozytywnie, czuję prawym nozdrzem, a te, których się boję, nie rozpoznaję lub nie lubię – lewą stroną nosa.”
Muszę wam napisać, że od razu włączyło mi się męskie myślenie: sprawdzam.
Wyobraźcie sobie, że znalazłem potwierdzenie słów, które przeczytałem w książce dla dzieci! Otóż w badaniu opublikowanym w 2016 roku przez Marcello Siniscalchiego i współpracowników zaobserwowano, że psy wykazują preferencję w używaniu jednego nozdrza nad drugim, w zależności od emocjonalnego znaczenia zapachu.
Na przykład:
- prawe nozdrze było częściej używane do wąchania zapachów wywołujących stres lub niepokój, takich jak zapachy innych psów w stresujących sytuacjach,
- lewe nozdrze było preferowane przy wąchaniu zapachów ludzi w sytuacjach wywołujących strach – co sugeruje różne ścieżki przetwarzania emocjonalnych sygnałów chemicznych w zależności od ich źródła.
To zjawisko wskazuje na lateralizację funkcji mózgu u psów – różne półkule mogą być zaangażowane w przetwarzanie różnych typów emocjonalnych bodźców zapachowych. Niesamowite, prawda?
Intertekstualna perspektywa recepcji
Oczywiście nie będę zdradzał fabuły tej naprawdę doskonałej do rozważań z dzieckiem książki, ponieważ mogłoby się zdarzyć, że wtedy po nią nie sięgniecie. Gdybyście mnie natomiast zapytali, o czym jest ta konkretnie książka, to bez dłuższego zastanowienia odpowiedziałbym wam, że to historia o zabliźnianiu. Brzmi intrygująco? Już wyjaśniam.
Po pierwszym czytaniu niemal automatycznie wychwyciłem istotne – w mojej ocenie – warstwy, co sugerowałem już wyżej. Mamy sferę i perspektywę psią, kocią i ludzką, które w pewnych momentach zaczynają na siebie nachodzić, zaczynają się przenikać. Kluczem do recepcji Słodziaka stał się dla mnie wiersz Edwarda Stachury, który w całości zamieszczam poniżej, ponieważ dobrej poezji nigdy za wiele:
Edward Stachura – Człowiek człowiekowi
Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty nie daj się zgnębić
Lecz ty nie daj się spętlić
Człowiek człowiekowi szpadą
Człowiek człowiekowi zdradą
Lecz ty nie daj się zgładzić
Lecz ty nie daj się zdradzić
Człowiek człowiekowi pumą
Człowiek człowiekowi dżumą
Lecz ty nie daj się pumie
Lecz ty nie daj się dżumie
Człowiek człowiekowi łomem
Człowiek człowiekowi gromem
Lecz ty nie daj się zgłuszyć
Lecz ty nie daj się skruszyć
Człowiek człowiekowi wilkiem
Lecz ty nie daj się zwalczyć
Człowiek człowiekowi bliźnim
Z bliźnim się możesz zabliźnić
(Stachura, 1978, s. 60–61)
Być może zapytacie, dlaczego kluczem interpretacyjnym uczyniłem wiersz Stachury, wszak przysłowie „człowiek człowiekowi wilkiem” pochodzi z literatury antycznej, a zostało spopularyzowane przez Thomasa Hobbesa w XVII wieku. Podstawą takiego tropu były jednak słowa wypowiedziane przez samego Słodziaka: „Moim praprapradziadkiem był słynny wilk Dziki Zgryz, a prapraprababcią wilczyca Gryzelda Łapczywa”.
Wydarzenia, które następują w dalszej części książki, stanowią niejako potwierdzenie idei zabliźniania. Najpierw Słodziak zabliźnia się ze swoją opiekunką, tworząc relację opartą na trosce i zaufaniu. Następnie dochodzi do zabliźnienia kota z psem – choć nie jest to ukazane wprost, można uznać, że skoro Słodziak planuje zachować się jak psientelmen, to proces pojednania jest w toku. W kolejnych partiach obserwujemy powstawanie więzi na linii pies–człowiek–pies, w której to zwierzę staje się medium relacji. Finalnie następuje symboliczne połączenie między dwoma psami, wraz z obietnicą kontynuowania tej ścieżki – ścieżki budowania wspólnoty.
Zarówno klasyczne baśnie, jak i współczesne opowieści dla dzieci stanowią przestrzeń, w której młody czytelnik konfrontuje się z problemem dobra i zła, uczy się rozumienia emocji – własnych i cudzych – oraz nabywa kompetencje narracyjne, niezbędne do tworzenia spójnego obrazu świata i siebie w tym świecie. Jak trafnie zauważył Bruno Bettelheim w książce Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, to właśnie literatura dziecięca, poprzez symboliczną opowieść, pozwala dziecku „uporządkować wewnętrzny chaos” i odnaleźć sens w świecie często niezrozumiałym i sprzecznym.
Wobec kryzysów współczesności – ekologicznych, społecznych, duchowych – powrót do literatury jako formy kształtowania młodego człowieka nie jest jedynie estetycznym wyborem, ale etycznym imperatywem. Tylko człowiek wychowany w duchu wartości może realnie sprostać wyzwaniom przyszłości. A literatura – jako dziedzina myślenia, przeżywania i opowiadania – ma moc nie tylko opisywać świat, ale również go zmieniać.

Bibliografia:
- Janion, M. (1980). Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś. Warszawa: PIW.
- Siniscalchi, M., d’Ingeo, S., & Quaranta, A. (2016). The dog nose “KNOWS” fear: Asymmetric nostril use during sniffing at canine and human emotional stimuli. Behavioural Brain Research, 304, 34–41. https://doi.org/10.1016/j.bbr.2016.02.011
- Stachura, E. (1978). Człowiek człowiekowi. W: Missa pagana (s. 60–61). Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy.
- Bettelheim, B. (1985). Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni. (Tłum. D. Danek). Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy.