To pierwszy z siedmiu artykułów z cyklu „Jak zachęcić niemowlę do słuchania opowieści? Techniki i proste zabawy”. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy – witaj w miejscu, gdzie duch prawdziwej literatury i zapach farby drukarskiej ma większe znaczenie niż aplikacje edukacyjne, a mówienie do niemowlęcia nie jest oznaką szaleństwa, tylko budowaniem międzypokoleniowego mostu, inwestycją w ludzkie zdolności do tworzenia sensu.
W kolejnych częściach opiszę jak za pomocą głosu, mimiki, codziennych rytuałów i zabaw zbudować połączenie między Twoim światem a tym dopiero kształtującym się w umyśle Twojego dziecka. A wszystko to bez konieczności sięgania do portfela, bo jak napisał Mickiewicz w Romantyczności – Miej serce i patrzaj w serce!
Opowieść to część rodzicielstwa
Kiedy dorosły – tak naprawdę już nieco oderwany od dziecięcego świata przez bagaż doświadczeń zawodowych, społecznych i codziennego absurdu – zostaje rodzicem, świat staje na głowie. Dosłownie i w przenośni. Dziecko nie jest pieskiem ani kotkiem, który po kilku tygodniach stanie się w dużej mierze samodzielny, gotowy do wyjścia na spacer, a potem cierpliwego czekania na swojego opiekuna. Ludzkie „szczenię” potrzebuje lat, by zbudować swoją tożsamość, a po drodze – niezliczonej liczby opowieści, powtarzanych gestów, rytuałów i słów, które z początku nic nie znaczą.

I tak – całkowicie rozumiem tych, którzy nie decydują się na to największe wyzwanie, na które tak naprawdę nie da się przygotować. Stając się rodzicem, wchodzisz jakby w drugi krąg życia – i bywa to zaskakująco przyjemne, zwłaszcza dla ojców. Można znów bawić się zabawkami, oglądać kreskówki, snuć plany o wędkarskich wyprawach i wspólnym „grzebaniu” w kilkuletnim samochodzie (o nowym lepiej zapomnieć na parę lat). Rodzicielstwo to także czas słuchania i opowiadania. Sporo tego, prawda? A nawet się jeszcze dobrze nie rozkręciłem!
Dlatego serio – zero pretensji do tych, którzy wybierają inną ścieżkę. Ale z drugiej strony… rodzice Marii Curie, Kopernika, Leonardo da Vinci… też mogli się nie zdecydować na posiadanie dzieci, kto wie może właśnie Wasze geny niosą w sobie potencjał geniuszu? Wiem, że rodzicielstwo nie jest drogą dla każdego, a już na pewno nie dla tych, którzy cenią sobie regularny sen i niezachwiany stan umysłu. Jeśli jednak drzemie w Was potrzeba zrobienia w życiu czegoś naprawdę wyjątkowego, to nie obawiajcie się roli rodzica.
Skoro jednak czytasz dalej, to prawdopodobnie jesteś – albo w niedalekiej przyszłości zostaniesz – jednym z najlepszych nawigatorów na świecie. Będziesz wskazywał kierunek, podnosił w razie upadku, przewijał i robił te wszystkie „obrzydliwe” rzeczy, które ja też robiłem. Zanim jednak nadasz swojemu odrzutowcowi trochę ciągu, zastanawiasz się zapewne, jak to wszystko ogarnąć.
Muszę przyznać: czterokrotnie wchodziłem w ten stan umysłu i za każdym razem odkrywanie tych wszystkich małych rzeczy napawało mnie mega optymizmem i dawało zastrzyk dopaminy.
Być może już czytałeś na moim blogu, jak bardzo czekałem na moment, kiedy wreszcie będę mógł poczytać swoim dzieciom. Być może Ty też masz takie potrzeby – ale za każdym razem, albo przynajmniej często, trafiasz na barierę… ze strony dziecka.
Co zrobić, gdy dziecko nie reaguje na opowieść?
To teraz uważaj. Wszystko postaram się wyjaśnić, opierając się na mądrych księgach, które mnie także „otwierały” oczy.
Wprawdzie niemowlę nie rozumie jeszcze słów w sposób dorosły, jego mózg od pierwszych dni życia intensywnie reaguje na wszelkie bodźce językowe. Już w brzuchu mamy oswaja się z jej głosem – i z Twoim, tato, też powinno – z jego rytmem, melodią, obecnością. Po narodzinach nie chodzi jeszcze o rozumienie, tylko o rezonans.
Widzieliście kiedyś pływające po wodzie żaby, które zaczynają rechotać, a po chwili dołączają kolejne i kolejne? Tak właśnie działa wasz głos – rezonuje w rozwijającym się umyśle, tworząc kręgi, które rozchodzą się, wprowadzając nowe znaczenia, rozbudzając wyobraźnię i potrzebę komunikacji.
Mowa – nawet jeśli to tylko monolog powstający w trakcie wrzucania ubrań do pralki – buduje fundamenty jego przyszłego świata. Nie martw się, nie zwariowałeś, jeśli mówisz swojemu dziecku o każdej najdrobniejszej czynności. Ono potrzebuje każdej głoski. Każdej! To właśnie z tych dźwięków, opowieści i powtarzanych fraz formują się podstawy języka, myślenia, a nawet poczucia bezpieczeństwa.
Jedną z pierwszych rzeczy, z których warto zdawać sobie sprawę jako rodzic, jest to, że rozwój czytania i rozumienia tekstu zaczyna się znacznie wcześniej niż formalna nauka w szkole. Moim zdaniem to właśnie umiejętność snucia opowieści jest jedną z najbardziej zapomnianych i niedocenianych kompetencji rodzicielskich.
Cywilizacyjnie mamy to wpisane w DNA – skoro równolegle rozwijały się różne kultury, które stopniowo dążyły do utrwalenia tego, co wcześniej było przekazywane ustnie. Możemy zacząć od eposu o Gilgameszu – jednego z najstarszych znanych utworów literackich – poprzez historie biblijne, Wedy indyjskie, aż po mity greckie i legendy słowiańskie. Każda z tych opowieści zaczynała się od głosu, od kogoś, kto opowiadał, zanim ktokolwiek to zapisał.
Zobaczmy, co się dzieje u Lewisa w Opowieściach z Narnii – tam tekst jest tylko punktem wyjścia. To nie litery na papierze budują świat, ale opowieść, która je ożywia. To właśnie opowieść daje ocalenie, chroni, niesie sens, pozwala zapomnieć o złych doświadczeniach – albo je przetworzyć. Dziecko nie potrzebuje na początku czytania – potrzebuje opowieści, która ma rytm, emocje i znaczenie.
Dlatego warto rozwijać od pierwszych chwil u dziecka umiejętność słuchania i reagowania na mowę – zanim jeszcze wypowie pierwsze słowo. To tzw. wczesna alfabetyzacja, obejmująca rozumienie intonacji, rytmu i struktury języka (Anderson, Hiebert, Scott & Wilkinson, 1985).
Do podobnych wniosków dochodzi także Christiansen (2000), który w swoim opracowaniu podkreśla, że głośne czytanie już od okresu niemowlęctwa przyczynia się nie tylko do wzbogacenia słownictwa i rozwoju językowego, ale również wspiera tworzenie silnej więzi emocjonalnej między rodzicem a dzieckiem. Codzienne rytuały lektury sprzyjają poczuciu bezpieczeństwa i przewidywalności – a to są fundamenty, o które warto dbać bardziej niż o czyste ręce w czasie covid-19.

Inni badacze, m.in. Kucirkova, Sheehy i Messer (2012), zwracają uwagę, że jakość wspólnych interakcji, szczególnie tych opartych na opowieści i narracji, ma ogromne znaczenie dla przyswajania przez dziecko języka oraz struktur poznawczych. W duchu teorii Wygotskiego dziecko uczy się najefektywniej wtedy, gdy dorosły angażuje je w dialog oparty na współtworzeniu znaczeń.
W literaturze pedagogicznej i psychologicznej można spotkać się z terminem „scaffolding”(rozwojowy), który odnosi się do sposobu wspierania dziecka w uczeniu się i rozwoju. Brzmi dość technicznie – trochę jak coś, co wymaga tablicy, wykresów i kawy w kubku z napisem „nauczyciel roku”. Ale w rzeczywistości ten termin doskonale opisuje to, co wielu rodziców robi zupełnie intuicyjnie – towarzyszy, podpowiada, ułatwia i… stopniowo się wycofuje.
Jak wyjaśniają badacze:
„Scaffolding” – to tymczasowe, elastyczne wsparcie udzielane dziecku przez dorosłego, które umożliwia mu wykonanie zadania przekraczającego jego aktualne możliwości. Gdy dziecko staje się bardziej samodzielne, wsparcie jest stopniowo wycofywane, jak rusztowanie po zakończonej budowie.”
(na podstawie koncepcji rozwoju L. Wygotskiego, rozwiniętej przez D. Wooda, J. Brunera i G. Rossa)
W praktyce? To rozmowa podczas spaceru, kiedy dziecko nie zna jeszcze słów, ale Ty je dla niego znajdujesz. To wspólne czytanie, w którym zadajesz pytania, zanim ono nauczy się je zadawać. To dokładnie to, co robisz codziennie – często nieświadomie, a jednak bardzo skutecznie.
Brzmi to może skomplikowanie, ale prawdopodobnie wielu z was robi to intuicyjnie. Bo większość dzieci – prędzej czy później – zaczyna opowiadać niestworzone historie. Często nie rozumieją jeszcze znaczenia słów, których używają, ale to właśnie na tym polega magia. Pozwólcie im na to. Wspierajcie, fantazjujcie, mówcie w dziecięcej nowomowie razem z nimi. To nie jest język obcy – to wasz wspólny kod. A każda opowieść, nawet jeśli zaczyna się od rechotu żaby, może kiedyś zakończyć się w sali noblowskiej.
Właśnie takie środowisko – wspólne czytanie, mówienie do dziecka, opowiadanie historii – stanowi podstawę tego, co w literaturze fachowej nazywane jest prawdziwym wsparciem rozwojowym. To koncepcja oparta na teorii Wygotskiego o strefie najbliższego rozwoju – czyli przestrzeni między tym, co dziecko potrafi zrobić samo, a tym, co może osiągnąć z pomocą dorosłego.
W skrócie:
dorosły nie wyręcza, ale towarzyszy, podpowiada, sugeruje, aż dziecko samo zrobi kolejny krok – trochę jak przy budowie rusztowania: jest obecne tylko tak długo, jak długo jest potrzebne.
Przykład z życia:
Dziecko jeszcze nie potrafi opowiedzieć, co widziało na spacerze, ale Ty mówisz:
– „Widziałeś pieska, prawda? Jakiego miał koloru obrożę? Czerwoną? Tak! A piesek był…? Duży czy mały?”
I nagle bach – ono się włącza, zaczyna próbować, opowiadać na swój sposób.
Właśnie tak tworzysz wsparcie rozwojowe – nie wykonujesz zadania za dziecko, ale dajesz mu strukturę, dzięki której może sięgnąć wyżej, niż potrafiłoby samo.
Brzmi mądrze? Może, ale w praktyce to po prostu codzienna, czuła obecność, kilka dialogów z pralką i mnóstwo, dziesiątki powtórzeń. A to wszystko – choć wygląda zwyczajnie – ma moc budowania świata, w którym dziecko czuje się bezpieczne, ciekawe i gotowe do mówienia, a w przyszłości – do samodzielnego czytania, pisania i rozumienia świata.
Co więcej, kontakt z literaturą dziecięcą – nawet w formie książeczek kontrastowych czy prostych, rytmicznych wierszyków – pobudza zmysły, rozwija pamięć słuchową oraz umiejętność rozpoznawania emocji. Pierwsze doświadczenia lekturowe wpływają na sposób, w jaki dziecko będzie w przyszłości postrzegać świat, siebie i relacje z innymi (Baer, 2007).
To dopiero początek naszej opowieści – i uwierz mi, naprawdę warto czytać dalej. W kolejnych częściach cyklu przyjrzymy się, jak opowieść staje się codziennym narzędziem budowania więzi, języka i wyobraźni. Zaczniemy od czytania jako rytuału (część 1), potem zanurzymy się w świat głosu, intonacji i mimiki – czyli opowiadania całym sobą (część 2). Pokażę Ci także, jak działają książeczki sensoryczne (część 3) i jak codzienne sytuacje – nawet przewijanie – mogą stać się opowieścią (część 4). Zbadamy rolę zabawy głosem i śpiewu jako fundamentów języka (część 5), a także śpiewu jako pierwszej formy literatury (część 6). Na koniec zaproszę Cię do tworzenia narracyjnych zabaw w ruchu i rutynie – z gotowymi pomysłami do wykorzystania (część 7).
Bo zanim dziecko przeczyta swój pierwszy wyraz, musi usłyszeć setki opowieści – najlepiej w Twoim wykonaniu.
Biblliografia:
w trakcie pisania artykułu wykorzystałem następujące materiały:
Anderson, Richard C., Elfrieda H. Hiebert, Judith A. Scott, and Ian A. G. Wilkinson. Becoming a Nation of Readers: The Report of the Commission on Reading. Washington, DC: National Institute of Education, 1985.
Baer, Sylvia. Thematic Literature and Literacy Activities for Young Children. Beltsville, MD: Gryphon House, 2007.
Christiansen, Phyllis A. Reading Aloud: Building a Foundation for Literacy. St. Paul, MN: University of Minnesota Extension, 2000.
Fort Margherita, Andrea Ichino, i Giulio Zanella. 2020. „Cognitive and Noncognitive Costs of Day Care at Age 0–2 for Children in Advantaged Families.” Journal of Political Economy 128 (1): 158–205. https://doi.org/10.1086/704075.
Kucirkova, Natalia. How and Why to Read with Your Toddler. Oxford: Oxford University Press, 2019.
Kucirkova, Natalia, Kieron Sheehy, and David Messer. „Reading Together: A Program for Parent–Child Shared Reading Using Interactive E-books.” Journal of Early Childhood Literacy 13, no. 4 (2013): 503–528.
Vygotsky, Lev S. Mind in Society: The Development of Higher Psychological Processes. Edited by Michael Cole, Vera John-Steiner, Sylvia Scribner, and Ellen Souberman. Cambridge, MA: Harvard University Press, 1978.
Wood, David, Jerome S. Bruner, and Gail Ross. „The Role of Tutoring in Problem Solving.” Journal of Child Psychology and Psychiatry 17, no. 2 (1976): 89–100.