Dziecięce emocje to temat, który warto oswajać już od najmłodszych lat – i czasem najlepszym przewodnikiem w tej podróży nie jest psycholog z YouTube’a, ale… ciekawska małpka, zwłaszcza gdy chodzi o dziecięce emocje, które trudno nazwać.
Literatura dla najmłodszych to nie tylko bajki na dobranoc – to fundament rozwoju, opowieści budujące świat, w którym dzieci uczą się być… ludźmi. I właśnie dziecięce emocje są pierwszym językiem, w którym ten świat do nich mówi.
Dlaczego literatura dziecięca ma znaczenie?
Literatura dziecięca oddziałuje na rozwijający się z prędkością miliona połączeń neuronowych na sekundę umysł dziecka na wielu płaszczyznach. Każdy rodzic – choćby po cichu – marzy o tym, by wprowadzić swoją pociechę w świat wartości humanistycznych. Świat, w którym dziecko odnajdzie przede wszystkim człowieczeństwo – o czym tak trafnie pisał Kornel Czukowski.
Gdy rozmawiam z zaprzyjaźnionymi rodzicami, czego szukają w dziecięcej literaturze, najczęściej pojawiają się dwa elementy: aspekt dydaktyczny i emocjonalne wsparcie. W książkach poszukują wzorców – niekoniecznie moralizatorskich, ale takich, które pomagają dzieciom oswoić emocje, potrafiące przerosnąć nawet dorosłych. I mają rację. Dobra literatura dziecięca nie potrzebuje zadęcia – potrzebuje szczerości, zrozumienia i otwartości.
Dziecięca literatura – najprawdziwsza ze wszystkich
W moim przypadku jest podobnie. Traktuję literaturę dla dzieci poważnie – czasem nawet poważniej niż kryminały, w których trup ściele się gęsto przez kilkaset stron. Książki dla najmłodszych są dla mnie ciekawsze, bo są… prawdziwe. Bo są nie tylko źródłem wiedzy i zabawy, ale też narzędziem budowania emocjonalnej inteligencji, oswajania dziecięcych emocji i rozwijania wyobraźni.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego z uwagą przyglądam się książkom pisanym dla dzieci – ich kulturotwórczy potencjał. To opowieści budują świat. Najpierw rodzi się historia – z niej idea – a z idei wynalazek. Prom kosmiczny. Nowe społeczeństwo. Nowy sposób myślenia. A dzieci? Dzieci to najlepsi słuchacze, chłonący świat wszystkimi zmysłami. I właśnie dlatego literatura dziecięca jest prawdopodobnie jedynym gatunkiem literackim, który nie jest tworzony przez tych, którzy go czytają. A to stawia przed dorosłymi ogromną odpowiedzialność. Brak uważności może prowadzić do uproszczeń, przekłamań, deformacji poznawczych. Dziecko poznaje świat przez książki. My – dorośli – ponosimy odpowiedzialność za to, co im podajemy.
Od historii do produktu
W dobie komercjalizacji książki coraz częściej przestają być nośnikami emocji i sensów. Zamiast pełnić rolę neuroprzekaźników opowieści, stają się produktem – łatwym do sprzedaży, łatwym do zapomnienia. Projektowane są według schematu: chwytliwa okładka, mocny tytuł, rozpoznawalna marka – a fabuła? Często traktowana jest jak dodatek, który ma nie przeszkadzać w sprzedaży.
Na półkach księgarń kurzą się wartościowe tytuły – starannie napisane, głębokie, czasem nawet niepozorne wizualnie – podczas gdy inne, stworzone z myślą o marketingu, a nie o dziecku, rozchodzą się jak świeże bułeczki. W efekcie dziecko częściej trafia na książkę „łatwą” – prostą, głośną, błyszczącą – niż na taką, która porusza, zostaje z nim na dłużej, i rozwija jego wewnętrzny świat.
W tym wszystkim łatwo zapomnieć, że dzieci są znacznie bardziej wymagającymi czytelnikami, niż nam się wydaje. One nie potrzebują moralizatorstwa ani wybuchów fajerwerków na każdej stronie. Potrzebują prawdy. Opowieści, które będą ich doświadczeniem, a nie tylko kolejnym kolorowym gadżetem. Książki nie muszą być krzykliwe – muszą być prawdziwe.
George i szczeniaczki, czyli małpa z misją
Z takim właśnie podejściem sięgnąłem po dwunastą już część kultowej serii o pewnej małpce, która z miejsca podbiła serca dzieci na całym świecie. „Ciekawski George i szczeniaczki”, wydany przez wydawnictwo Modo, to kolejna odsłona przygód George’a – bohatera, który uczy dzieci zadawać pytania, odkrywać emocje i… czasem wpaść w tarapaty. Bo przecież tak właśnie wygląda prawdziwe życie.
W tej części George wraz z Mężczyzną w Żółtym Kapeluszu odwiedza schronisko dla zwierząt. Jak to małpa, nie może się powstrzymać od eksploracji – i trafia do pomieszczenia, gdzie znajdują się szczeniaczki. Zachwycony ich obecnością, nieopatrznie doprowadza do sytuacji, w której psiaki zostają wypuszczone z boksu i zaczynają biegać po całym budynku. Zapanowanie nad rozbrykanymi maluchami nie jest łatwe – ale George, jak zawsze, znajdzie sposób, by wszystko zakończyło się dobrze.
To historia pełna ciepła, dziecięcych emocji i… lekcji, które zostają na długo. Dla dziecka – to okazja do rozmowy o odpowiedzialności, opiece nad zwierzętami i skutkach nieprzemyślanych działań, bo przecież pretekstem do wizyty w schronisku było znalezienie bezradnego kociaka. Dla rodzica – gotowy pretekst, by poruszyć temat empatii, troski o innych oraz granicy między zabawą a obowiązkiem.
Ilustracje – proste, jak to u George’a, ale niezwykle wyraziste – pomagają zrozumieć nie tylko akcję, ale przede wszystkim emocje towarzyszące bohaterowi: od zachwytu, przez zakłopotanie, aż po dumę, gdy wszystko dobrze się kończy. To mała książeczka o wielkich sprawach – zwłaszcza gdy chodzi o dziecięce emocje.
Czy warto sięgnąć po tę książkę? Mam nadzieję, że po lekturze tego tekstu nie będziecie mieć wątpliwości. Ale zanim przejdziemy do sedna – kilka słów wprowadzenia, dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji zaprzyjaźnić się z tym niezwykłym literackim psotnikiem.

Kim właściwie jest George?
Ciekawski George to nie tylko bohater książek – to klasyk dziecięcej literatury, obecny na rynku już od ponad 70 lat – jak jak na swoje lata trzyma się naprawdę świetnie! Jego przygody przetłumaczono na dziesiątki języków, a same książki sprzedały się w milionach egzemplarzy. George, choć tylko małpka, posiada niemal ludzką zdolność do zadawania pytań, eksperymentowania i – nie oszukujmy się – pakowania się w kłopoty.
Dzieci go uwielbiają, bo widzą w nim samych siebie: ciekawych świata, trochę niezdarnych, ale zawsze chętnych do nauki i działania. Twórcami George’a są Margret i H.A. Rey – małżeństwo, którego historia zasługuje na osobny wpis. Ich wizja, by poprzez przygody pokazać dzieciom, jak radzić sobie z emocjami, uczyniła George’a bohaterem ponadczasowym. Obok Małego Księcia i Kubusia Puchatka, George śmiało zajmuje miejsce w kanonie, chociaż w Polsce jest nieco niedoceniany.
Ciekawski czy ciekawy? Oto jest pytanie!
Przyznam się bez bicia: George trafił do naszego domu dzięki… babci i telewizorowi. Moje dzieci obejrzały animację, parskając śmiechem z zachowania małpiszona. Postanowiłem więc sprawdzić, czy można zdobyć wersję „analogową”. I tak zaczęła się nasza przygoda – od ekranu do papieru. A potem już poszło – książka wskoczyła na szczyt listy życzeń na dobranoc.
Przez kilka dni George był wszędzie. Czytaliśmy rano, wieczorem, w przerwie między „tatooo, pić” a „tatooo, siku”. Książka stała się naszym wspólnym rytuałem, takim rodzinnym zaklęciem, które przywoływało spokój (albo przynajmniej chwilę ciszy). Dzieci traktowały George’a jak starego znajomego, który rozumie ich dziecięce emocje lepiej niż niejeden dorosły – kogoś, kogo się nie tylko zna, ale komu się… kibicuje.
Zacząłem się zastanawiać nad jego fenomenem. Co sprawia, że George tak bardzo przyciąga dzieci? Dlaczego ta niepozorna małpka, bez supermocy i gadających przyjaciół, potrafi porwać uwagę bardziej niż niejedna wybuchowa bajka?
Doszedłem do wniosku, że George przypomina… moje własne dzieci. Ich niepewność, kiedy robią coś po raz pierwszy. Błysk w oku, gdy próbują zrozumieć świat dorosłych – świat, który wydaje się logiczny jak zegar, tylko że tykający w drugą stronę. To ta sama naiwna odwaga i naturalna skłonność do testowania granic, która z jednej strony bywa urocza, a z drugiej potrafi doprowadzić rodzica do granicy świętej cierpliwości.
Ale to właśnie dzięki takim postaciom jak George – dzieci mogą zobaczyć, że nie trzeba być idealnym, żeby być kochanym. Że można coś zepsuć, zgubić, przewrócić… i mimo to dostać szansę, by spróbować jeszcze raz. I może właśnie dlatego George zostaje z dziećmi na dłużej – bo pokazuje im, że ciekawość nie jest wadą, tylko drogą do zrozumienia.
George nie mówi. Ale mówi wszystko.
George nie mówi. Nie uczy dzieci nowych słów. Nie recytuje rymowanek, nie tłumaczy świata językiem dorosłych. Ale – paradoksalnie – uczy je czegoś znacznie głębszego. Uczy je być sobą w świecie pełnym zasad, zakazów i niejasnych reguł. W świecie, w którym nawet dorośli nie zawsze potrafią znaleźć odpowiednie słowa.
Małpka pokazuje, że można się potknąć, że można się bać, że można czegoś nie wiedzieć – i że to wszystko jest… okej. George nie potrzebuje wypowiedzi, by wyrazić emocje – wystarczy spojrzenie, gest, mina. W świecie dzieci, gdzie komunikacja często zaczyna się od emocji, a nie od zdań, to właśnie George mówi najwięcej.
Jak na tak prostą postać – George ma niezwykle wyrazistą twarz. Emocje? Są. Widoczne, klarowne – od euforii przez strach po zakłopotanie. Można je czytać z jego twarzy jak z otwartej książki. I może właśnie dlatego dzieci tak go rozumieją – bo nie trzeba im tłumaczyć, co George czuje. One to po prostu widzą. Czują. Wiedzą.
W ciszy, którą zostawia po sobie George, dzieje się coś niezwykłego – dzieci zaczynają zadawać pytania. Zaczynają mówić. Czasem o tym, co czują George i jego szczeniaczki, a czasem – niepostrzeżenie – o sobie samych.
Emocje pod lupą – czyli jak George uczy rozumienia uczuć
Emocjonalne zaangażowanie w tekst to coś, co staram się osiągnąć przy lekturze niemal każdej książki. Nie chodzi tylko o to, żeby dzieci słuchały – chodzi o to, by czuły. By z przejęciem śledziły losy bohaterów, przeżywały ich sukcesy i porażki, a przede wszystkim – żeby zobaczyły w tych historiach coś z siebie.
Z tego zaangażowania wynika jeszcze jedna bardzo istotna sprawa – dzieci lepiej zapamiętują fabułę, cieszą się i płaczą z bohaterami, rozumieją i wynoszą konkretną wiedzę z tego, co czytają. Uczą się empatii nie z definicji, tylko z doświadczenia – poprzez utożsamianie się z postaciami i sytuacjami, które coś im przypominają. To nie jest wiedza z podręcznika. To wiedza z emocji.
Jednym ze sposobów pomagania dziecku w nawiązaniu głębokiego kontaktu z książką jest zachęcanie go do czytania między wierszami – korzystania ze wskazówek zawartych w tekście, ale także w ilustracjach, mimice, gestach postaci czy niedopowiedzeniach. Pomocne jest też sięganie po własne doświadczenia i skojarzenia.
Technika ta – znana jako wnioskowanie – jest jedną z podstawowych strategii czytelniczych, które nie tylko pozwalają dziecku lepiej zrozumieć opowieść, ale też rozwijają jego zdolność do refleksji, analizy i samoświadomości. Dziecko zaczyna rozumieć, że to, co się dzieje w książce, nie musi być wprost powiedziane, by było prawdziwe – tak jak dziecięce emocje, które często mówią więcej niż słowa.
A kiedy uda się złapać ten moment – ten błysk w oku dziecka, które samo odkrywa, co naprawdę się wydarzyło – wiesz, że czytanie stało się czymś więcej niż opowieścią. Stało się doświadczeniem.
Od bajki do rozmowy: jak rozwijać emocjonalne myślenie
W ćwiczeniu, które zaprezentuję poniżej, zachęciłem moje dzieci – wtedy pięcio- i sześcioletnie – aby spróbowały określić, co czuł Ciekawski George w różnych momentach opowieści. Mogliśmy po prostu o tym porozmawiać, ale ich entuzjazm do rozmów podczas czytania książek jest, szczerze mówiąc, dość ograniczony. Skupiają się na treści i chcą, żebym wreszcie czytał, a nie „gadał po próżnicy”.
Dlatego zrobiłem z tego grę. Zabawa z karteczkami samoprzylepnymi – i już! Zamiast wykładu o emocjach, dostali misję detektywistyczną.

Dziecięce emocje – jak wspólne czytanie może je oswajać?
Krok 1: Znajdź emocje w książce
Zanim zaczniecie zabawę, przejrzyj książkę samodzielnie. Poszukaj scen, w których George przeżywa wyraźne emocje – może to być radość, zaskoczenie, lęk, zakłopotanie, podekscytowanie, smutek… Nie musisz szukać dramatycznych momentów – nawet drobna zmarszczka na czole George’a to już emocjonalny sygnał.
Zaznacz sobie te strony, sceny lub konkretne obrazki, które Twoim zdaniem będą dobrym punktem wyjścia do rozmowy. Możesz też dopisać sobie krótką notatkę: „tu wygląda na zagubionego” albo „tu śmieje się, ale trochę niepewnie”.
Krok 2: Stwórz Bank Emocji
Teraz czas na przygotowanie karteczek samoprzylepnych. Na każdej z nich napisz nazwę jednej emocji – dużymi, czytelnymi literami. Możesz wykorzystać podstawowe emocje (radość, złość, smutek, strach, zaskoczenie), albo dorzucić bardziej subtelne (zakłopotanie, ekscytacja, znudzenie, ulga, duma).
Karteczki możesz przykleić na marginesach książki, jeśli jesteś odważny i masz książkę „do zadań specjalnych”. Ale równie dobrze możesz je umieścić na osobnym arkuszu lub wydrukowanej stronie z ilustracją George’a – to także świetna opcja do wielokrotnego użytku.
Ten etap nazywam Bankiem Emocji, bo dziecko będzie z niego „pobierać” odpowiednie emocje w trakcie czytania.
Krok 3: Uzupełnij emocjonalną mapę
Kontynuuj przeglądanie książki i dodawaj kolejne, ważne dziecięce emocje, które pojawiają się w historii. Nie musisz tworzyć kompletnej encyklopedii uczuć – skup się na tym, co Twoje dziecko może zrozumieć i poczuć. Dobrze jest mieć zestaw 6–10 karteczek, które pozwolą na zróżnicowaną, ale nie przytłaczającą zabawę.
Pamiętaj, że nie wszystkie emocje muszą być oczywiste. Czasem właśnie te trudniejsze do uchwycenia staną się początkiem ciekawej rozmowy.
Krok 4: Przedstaw dziecku zasady zabawy
Powiedz dziecku, że zostanie detektywem emocji. Wyjaśnij, że jego zadaniem będzie „czytać” nie tylko słowa, ale i twarz, zachowanie i sytuacje, w których znajduje się George.
Zachęć je, żeby używało swojego „emocjonalnego radaru” – czasem będzie musiało zgadywać, czasem się zastanowić, a czasem zaufać intuicji. I to jest w porządku – bo w odczytywaniu emocji nie chodzi o bycie perfekcyjnym, tylko o próbę zrozumienia.
Krok 5: Poznajcie Bank Emocji
Przejdźcie razem przez karteczki z emocjami. Przeczytajcie je głośno, jedna po drugiej. Upewnij się, że dziecko wie, co każda z nich oznacza – możesz podać przykład z codziennego życia:
- Radość – na przykład wtedy, gdy dostajesz nową zabawkę
- Złość – jak wtedy, gdy ktoś zabiera Ci ostatniego lizaka
- Wina – jak wtedy, gdy zjadłaś czekoladkę siostry i nie chciałaś się przyznać, ale potem było Ci trochę smutno
Dzięki temu emocje przestaną być abstrakcyjnymi słowami, a zaczną być uczuciami, które dziecko rozpoznaje z własnego życia.
Krok 6: Czytaj i trop emocje
Teraz możecie zacząć czytanie. Kiedy dotrzecie do zaplanowanej wcześniej „emocjonalnej sceny” (czyli momentu z zaznaczonym znakiem zapytania), zatrzymaj się i zadaj pytanie:
- Jak myślisz, co teraz czuje George
- Co pokazuje jego twarz?
- Czy coś Ci to przypomina?
Zachęcaj do samodzielnej interpretacji, ale jeśli dziecko się waha – sięgnijcie razem do Banku Emocji i przeczytajcie możliwe opcje.
Krok 7: Wybierz i przyklej
Dziecko wybiera odpowiednią karteczkę z nazwą emocji i przykleja ją obok ilustracji w książce albo na planszy. Jeśli wybierze emocję, której jeszcze nie omawialiście – to świetny moment na małą rozmowę.
Zadaj pytanie:
„Czy Ty też kiedyś czułaś się w ten sposób? Kiedy to było?”
To ćwiczenie łączy świat książki z dziecięcymi emocjami – pomaga dziecku przełożyć literacką historię na osobiste przeżycia i uczucia.
Krok 8: Czytaj do końca i bawcie się dalej
Kontynuujcie lekturę, powtarzając kroki 6 i 7 przy każdej kolejnej emocjonalnej scenie. Jeśli dziecko bardzo się wciągnie – nie hamuj go. Niech przykleja karteczki, rysuje własne, tworzy dodatkowe postaci emocji. Im więcej aktywnego udziału – tym lepsze zapamiętanie i zrozumienie.
A na koniec? Zróbcie przegląd emocjonalnej mapy George’a. Sprawdźcie, ile różnych emocji pojawiło się w książce. Zapytaj:
„A która z nich była najbliższa Tobie?”

Efekt? Emocjonalna burza… i pełne zaangażowanie
Nie byłem pewien, jak moje dzieci zareagują. Ale ku mojemu zaskoczeniu – wciągnęły się po uszy. Kłóciły się o to, czyja jest kolej do przyklejenia karteczki. Żadna z nich nie poprosiła, bym po prostu czytał książkę „po staremu”. Czuły, że uczestniczą w czymś ważnym. Że to nie bajka – tylko wspólna podróż po świecie uczuć.
Jeśli masz starsze dzieci – możesz poprosić je, by same napisały emocje na karteczkach. Dla młodszych – wystarczy, że rozpoznają je po wspólnym omówieniu.
A ty? Spróbujesz?
A Ty? Spróbujesz przeżyć książkę razem z dzieckiem – i wejść z nim w świat dziecięcych emocji?