W poszukiwaniu…
Jakie książki dla dzieci warto wybierać? To pytanie zadaję sobie za każdym razem, gdy przekraczam próg księgarni lub biblioteki. Pełen dobrej woli, z intencją: „znaleźć coś wartościowego”, staję jak wryty przed ścianą kolorowych okładek. Wszystkie urocze, wszystkie krzyczą: „Zabierz mnie do domu!”, każda błyszczy folią tak bardzo, że w ledowym oświetleniu aż trudno na nie patrzeć – chociaż profesjonalne księgarnie mają to już nieźle opanowane. Każda okładka przyciąga wzrok postaciami z bajek, bohaterami znanymi z seriali dla dzieci, a ty, biedny człowieku, masz albo ograniczone miejsce na karcie bibliotecznej, albo ograniczony budżet. I jeszcze mniej czasu, żeby przeczytać każdą z tych książek przed wypożyczeniem lub zakupem.
Dodatkowym utrudnieniem są książki eksponowane tuż przy wejściu – w liczbie wystarczającej, by zniechęcić do eksploracji głębszych zakamarków regałów. A przecież dalej czekają setki, jeśli nie tysiące tytułów. W tym gąszczu łatwo się zgubić – zwłaszcza gdy nie wiesz, jakie książki dla dzieci naprawdę są warte Twojej uwagi. Piszę ten tekst pod wpływem wczorajszego doświadczenia, więc pozwólcie, że opowiem, co mnie do niego skłoniło.
Wczoraj, 15 kwietnia 2025 roku, wybrałem się z chłopcami do biblioteki. Dziewczyny w tym czasie miały zajęcia z tańca. Nie miałem przy sobie kart bibliotecznych, więc nie planowałem wypożyczać, ale w oczekiwaniu na koniec lekcji postanowiłem po prostu coś poczytać. Moją uwagę przyciągnęła świetnie wyeksponowana seria „Mati” autorstwa Anti Saara, w tłumaczeniu Anny Michalczuk-Podlecki. Ale to też skłoniło mnie do głębszego zastanowienia nad tym, jakie książki dla dzieci trafiają do czytelnika, a które tylko dobrze wyglądają na wystawce.
Zamieniłem kilka słów z przesympatyczną panią bibliotekarką – temat zszedł na biblioteczny marketing i kwestie ekspozycji. Pani uśmiechnęła się i powiedziała: „Z drugiej strony regału też mamy wystawkę… książek, których NIKT nigdy nie wypożyczył.”
Wyobrażacie sobie? NIKT – jakby jej nie było!
Wzięliśmy więc jedną nowość – i jedną „Drugą Nowość”. Padło na Kogutka Ziutka w Pieninach autorstwa Barbary Sudoł. Od daty wydania w 2010 roku – ani jednego wypożyczenia. Ani jednego! Jak się okazało, karty biblioteczne miała przy sobie moja żona, więc mogliśmy zabrać książki do domu. Refleksje po lekturze przeczytacie już niebawem.
Wracając jednak do głównego wątku dotyczącego trudności z wyborem książek dla dzieci – moim zdaniem to nie jest już tylko wybór. To selekcja na poziomie eksperta literatury dziecięcej, pedagoga, grafika i psychologa rozwojowego w jednej osobie. Dlatego tak ważne jest, byśmy potrafili rozpoznać, jakie książki dla dzieci rozwijają, a nie tylko zajmują półkę. Jak zauważa Katherine Minardi, ogromna liczba tytułów dostępnych na rynku stawia przed rodzicem zadanie nie tyle znalezienia „jakiejś książki”, co wybrania takiej, która będzie odpowiednia dla etapu rozwoju dziecka, jego zainteresowań oraz potrzeb emocjonalnych i językowych¹.
W tym sensie proces wyboru zaczyna być czymś więcej niż tylko zero-jedynkową decyzją – to swoisty akt odpowiedzialności wychowawczej, a nie spontaniczna reakcja wywołana bodźcem wzrokowym. Dodam, że często bardzo wartościowe książki odkrywają swoją jakość dopiero w sferze tekstu, ale wiadomo, że dla młodszych dzieci to obraz odgrywa kluczową rolę i sprzyja koncentracji.
Ponieważ jestem w trakcie pisania obszerniejszego tekstu poświęconego literaturze dla dzieci, nie mogę przejść obojętnie wobec zjawisk takich jak globalizacja i tzw. mikskulturowy. Literatura dziecięca to dziś przestrzeń wielogłosowa, dynamiczna i kulturowo zróżnicowana. Jak słusznie zauważa Anna Czabanowska-Wróbel, współczesne książki dla dzieci funkcjonują „pomiędzy lokalnością a globalnym przekazem”² i dlatego – w moim odczuciu – tak trudno poruszać się w tej przestrzeni bez precyzyjnej mapy wartości i kryteriów wyboru.
Jak nie zgubić się w tym labiryncie Minotaura? Czy możliwe jest stworzenie książkowego GPS-a, który pomoże wskazać właściwą drogę? Daleki jestem od tego, by w wyborze literatury dla dzieci stosować rozwiązania typu aplikacje itp., ponieważ istnieje spore prawdopodobieństwo, że będą to przede wszystkim narzędzia marketingowe. Moim zdaniem szalenie ważna jest znajomość przez rodziców książek klasycznych oraz fundamentalnych pozycji kształtujących naszą wielowiekową tożsamość kulturową – Biblii, mitologii, klasyki literatury polskiej i zagranicznej, czyli, mówiąc wprost: dobrze odrobione lekcje z języka polskiego, choćby na 3+.
Warto także kierować się – przynajmniej w pewnym stopniu – zaufaniem do instytucji propagujących czytelnictwo: bibliotekarzy, nauczycieli, wydawców.
Cenną wskazówką w wyborze książki mogą być słowa Natalii Kucirkovej, która w swoim opracowaniu stwierdza, że wybór książki to także wybór pewnej relacji – każda historia to pretekst do wspólnego przeżywania, rozmowy i budowania więzi³. Wobec tego może wcale nie potrzebujemy wspomnianego GPS-a, lecz kompasu emocjonalno-językowego, który pomoże nam odnaleźć to, co naprawdę ważne i na czym nam zależy – czyli dobre, „sycące” opowieści dla naszych dzieci.
Jakie książki dla dzieci będą do tego najlepsze? Te, które tworzą wspólnotę między dorosłym a dzieckiem – jak było w naszym przypadku z Koziołkiem Matołkiem, Psierocińcem i wieloma innymi książkami, o których na pewno przeczytacie na tym blogu.
Między intuicją a planem – sztuka rodzicielskiego wyboru
Jaka jest zatem moja recepta i wskazówka dla tych, którzy akurat dzisiaj zamierzają zasilić półkę z literaturą dla dzieci? Zanim ruszysz do księgarni czy biblioteki, warto poświęcić chwilę i stworzyć sobie pewien plan działania. „Idę, coś znajdę” to nie jest plan – to proszenie się o dwie godziny ślepego przeglądania półek i zakup lub wypożyczenie książki, której nikt potem nie przeczyta (poza Tobą – o drugiej w nocy, szukając ukrytego sensu fabuły).
Plan to nie tylko lista tytułów – to świadomość, po co właściwie czytamy z dziećmi i czego chcemy, żeby z tych książek wyniosły.
Dobór literatury dla dzieci powinien uwzględniać zarówno wiek, jak i poziom rozwoju dziecka – emocjonalny, językowy, poznawczy, a nawet społeczno-kulturowy. Jak zauważa Sean Brotherson, książki powinny „budzić zainteresowanie, pobudzać wyobraźnię i oferować treści adekwatne do poziomu poznawczego dziecka”⁴ .
Nie chodzi więc wyłącznie o to, czy dana pozycja jest „ładna” i „z ładnymi obrazkami”. Istotne jest, czy prezentuje poglądy zgodne z dziecięcą logiką świata, czy wspiera rozwój, czy daje punkt odniesienia do rozmowy i refleksji.
Wybór książki jest – jak już wspominałem – wyborem wartości. W tym sensie – jak podkreśla Anna Czabanowska-Wróbel – dziecięca literatura pełni rolę „laboratorium kultury”, gdzie świat dorosłych zostaje przekodowany na język dostępny dzieciom, ale niekoniecznie uproszczony² .
Dla mnie kluczem w doborze książek dla dzieci jest równowaga wynikająca bezpośrednio z przekazu: książki mają nie tylko bawić, ale i uczyć. Szukam więc treści z przesłaniem, atrakcyjnych ilustracji, bogatego słownictwa oraz poprawnych wzorców językowych i kulturowych.
Z perspektywy najmłodszych czytelników istotne może być także to, żeby książka miała objętość pozwalającą na przeczytanie w ciągu jednego wieczora. A jeśli przy okazji sprawi, że dziecko zapyta: „A co by było, gdyby to się wydarzyło naprawdę?” – to znaczy, że trafiłem na wyjątkowo cenną pozycję.
Nie warto więc polegać wyłącznie na bestsellerach z supermarketu. Lepiej sięgnąć po klasykę, literaturę nagradzaną i rekomendowaną przez biblioteki, nauczycieli oraz czytelników. Można kierować się listami tworzonymi chociażby przez Fundację „ABCXXI”, ale przede wszystkim – warto opierać się na własnym rozeznaniu w potrzebach dziecka.
Współczesne badania – jak te przedstawione przez Katherine Minardi⁵ – wskazują, że to właśnie przemyślana integracja treści literackich z codziennym doświadczeniem dziecka stanowi fundament efektywnego i przyjemnego uczenia się.
Jakie książki dla dzieci są w stanie to zrobić? Te, które wprowadzają w życie dziecka sens – i zostają w nim na dłużej.

Gdy długość ma znaczenie, a cierpliwość to towar luksusowy
Zasada jest prosta: im młodsze dziecko, tym krótsza książka. Dwulatek skupi się na stronie tak długo, jak interesująca jest ilustracja. Dlatego warto wiedzieć, jakie książki dla dzieci w wieku przedszkolnym są najlepiej dopasowane do ich tempa i możliwości percepcyjnych. A potem – przewraca stronę i jazda dalej. Starsze dzieci wytrzymają dłużej, ale i tak warto stopniowo wydłużać książki, by rozwijać ich koncentrację i wytrwałość w śledzeniu narracji.
To, co dla dorosłego jest „krótką historyjką”, dla dziecka może być całym światem – ale tylko pod warunkiem, że ten świat jest czytelny, dostępny i dobrze „dawkowany”. Natalia Kucirkova zauważa, że dzieci najmłodsze przyswajają historię nie linearnie, lecz fragmentarycznie – przez obrazy, rytmy, dźwięki i gesty opiekunów⁶ .
Zbyt długa lub zbyt skomplikowana opowieść może zatem zadziałać odwrotnie niż zamierzaliśmy: rozproszyć uwagę, zniechęcić, a nawet zbudować negatywne skojarzenie z czytaniem jako czynnością nużącą lub zbyt wymagającą. Katherine Minardi uważa, że książka dla młodszych dzieci powinna mieć prostą strukturę fabularną, przewidywalny przebieg i czytelne ramy emocjonalne, które pomagają dziecku orientować się w tym, „kto jest kim” i „co się dzieje”¹ .
Dlatego książki dla maluchów często operują powtórzeniami, rytmem, rymem, a przede wszystkim – dużą ilością ilustracji. To nie estetyczny przypadek, lecz neuropsychologiczna konieczność. Dziecko w wieku dwóch–trzech lat potrzebuje opowieści, która jednocześnie je angażuje i daje poczucie bezpieczeństwa – a to właśnie zapewnia krótka, rytmiczna historia o znanej strukturze.
Rytm i rym wpływają ponadto na melodyjność głosu czytającego, tworząc pozytywne skojarzenia z okresem niemowlęcym: mruczankami, kołysankami, śpiewanymi przez rodziców lub opiekunów – z którymi, mam nadzieję, każde dziecko ma kontakt.
W miarę jak dziecko dorasta, warto wprowadzać teksty nieco dłuższe, z bardziej złożonymi emocjami i relacjami między postaciami. Można to porównać do czytelniczej drabiny, po której wspina się mały czytelnik – taki, który z czasem sięgnie po klasyczną literaturę najwyższych lotów i nie będzie miał trudności ze zrozumieniem przekazu.
Zasada ta wspiera rozwój kompetencji narracyjnych, językowych i emocjonalnych. Ale nawet wtedy – długość nie powinna dominować nad jakością. Bo, jak pokazuje praktyka: lepsze trzy poruszające zdania niż trzydzieści stron, po których dziecko tylko wzruszy ramionami.
Jakie książki dla dzieci warto więc wybierać? Takie, które będą wzrastały wraz z dzieckiem – nie nudząc, ani nie przytłaczając.
Książki o dziwactwach mile widziane – czyli temat ma znaczenie
Czytajcie o dinozaurach, zawodzie nurka lodowego, wielkanocnych zwyczajach w Japonii albo o tym, jak wygląda życie kota w Nowym Jorku. Dziecięca ciekawość nie zna granic, a dobra literatura potrafi ją rozbudzić jeszcze bardziej! Pamiętajcie, że dla dzieci nie ma tematów „zbyt dziwnych” ani „zbyt egzotycznych”, jeśli są podane w sposób, który otwiera wyobraźnię, a nie ją przytłacza.
Współczesna literatura dziecięca coraz częściej porusza tematy, które kiedyś uznawano za „dorosłe” – różnorodność kulturowa, ekologia, relacje społeczne, nawet zagadnienia tożsamości i emocji. Jak zauważa Anna Czabanowska-Wróbel, literatura dziecięca przestała być jedynie przekaźnikiem wartości i moralitetem w przebraniu, a stała się „laboratorium otwartości kulturowej i eksperymentu”⁷.
To właśnie dzięki takiej literaturze dzieci uczą się, że świat jest większy niż ich własna ulica i że „inność” nie jest zagrożeniem, lecz przygodą i możliwością.
Jakie książki dla dzieci potrafią to przekazać? Takie, które są nie tylko odważne tematycznie, ale też opowiedziane z wyczuciem i klasą.
Ilustracje – dziecko widzi wszystko, Ty tylko próbujesz czytać
Podczas gdy Ty skupiasz się na fabule, dziecko analizuje ilustracje jak zawodowy grafik. Zatrzymuje się na detalach, wyłapuje smaczki, zauważa zmiany w minach bohaterów, kolory tła, układ elementów. Obraz staje się dla niego nie tylko ozdobą, lecz równoległą narracją.
Kiedy czytam swoim dzieciom, bardzo często „nie widzę” ilustracji w ogóle – poza tymi, które utrudniają mi czytanie – ale one wiedzą, gdzie skończyliśmy, bo, jak mówią: „ten obrazek już był”.
Natalia Kucirkova podkreśla, że ilustracje i interakcje wizualne w książkach pełnią dziś istotną rolę poznawczą – dzieci uczą się „czytać obraz”, rozpoznawać emocje, budować sens opowieści nie tylko ze słów, ale i z wizualnych tropów⁸ .
To szczególnie ważne we wczesnym dzieciństwie, kiedy rozwój kompetencji wizualnych i językowych przebiega równolegle i wzajemnie się wspiera.
Jakie książki dla dzieci warto wybierać? Te, które oferują tekst i ilustracje jako dwa równoprawne kanały narracji.
Słowa, słowa, słowa… czyli język, który buduje świat dziecka
Dziecięce książki to świetna okazja, by wprowadzić do repertuaru dziecka nowe słowa – takie, których nie używasz na co dzień. Nie tylko dlatego, że „ładnie brzmią” (proszę wybaczyć, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności dodania słów, które najlepiej oddają sens mojej wypowiedzi):
POLONIUSZ: A co też Wasza Wysokość raczy czytać?
HAMLET: Słowa, słowa, słowa.
(Hamlet, tłum. Stanisław Barańczak, Dzieła dramatyczne, Wydawnictwo Znak, 2005)
Literatura – także dziecięca – ma za zadanie wzbogacać coraz bardziej ubożejący język, rozwijać zdolności poznawcze i dawać dziecku zestaw narzędzi do opisywania coraz bardziej złożonych emocji, sytuacji i idei.
Katherine Minardi wskazuje, że literatura dziecięca może być skutecznym narzędziem integracji nauki czytania z rozwijaniem języka i myślenia krytycznego – pod warunkiem, że nie upraszcza treści do poziomu banału, lecz daje przestrzeń na poznanie i refleksję⁹. Trudne słowo w książce nie powinno być problemem – powinno być zaproszeniem: do rozmowy, pytania, a czasem nawet wspólnego „sprawdzenia w słowniku” – takim prawdziwym, wydrukowanym.
W ten sposób otwieramy dziecku (i sobie) umysł – pokazujemy, że teksty pisane tworzą sieć złożonych zależności.
Wbrew obawom wielu dorosłych, dzieci wcale nie zrażają się „obcymi” słowami. Wręcz przeciwnie – traktują je jak tajne zaklęcia, które dają im dostęp do „dorosłego świata”. A jeśli kiedyś zdarzy się, że Twoje dziecko oznajmi w przedszkolu, że jego kolega „nie pasuje do narracji ich wspólnej zabawy” – możesz być z siebie dumny.
Jakie książki dla dzieci więc wybierać? Te, które nie uciekają przed złożonością języka – tylko ją oswajają.
Rym, rytm i powtórzenia – dzieci to uwielbiają
Nie tylko uwielbiają – potrzebują ich. Powtarzalność i rytmiczność tekstu – zgodnie z obserwacjami m.in. Parry i Taylor – budują nie tylko przyjemność lektury, ale także wzmacniają zapamiętywanie, rozpoznawanie wzorców językowych i wspierają rozwój fonologiczny¹⁰. Rym działa jak kotwica pamięci: zakotwicza brzmienie, znaczenie i emocje w głowie dziecka.
To dlatego dzieci proszą o tę samą książkę po raz pięćdziesiąty. I pięćdziesiąty pierwszy, czego jak sądzę doświadczyli wszyscy rodzice.
Nieprzypadkowo najwcześniejsze formy literatury dziecięcej to wierszyki, wyliczanki, kołysanki. Rytm i rym są dla dziecka tym, czym melodia dla piosenki – nadają sens, strukturę i sprawiają, że słowa „wchodzą same”. Dla rodzica to czasem próba cierpliwości, ale z punktu widzenia dziecka – to właśnie najskuteczniejsza forma nauki języka.
Jakie książki dla dzieci uwzględniają to najlepiej? Te, które „brzmią” jak dziecięcy świat – rytmicznie, melodyjnie i z humorem. Na nutkę dekadencji przyjdzie czas znacznie później – i mam nadzieję, że ten okres przeżyjecie z waszymi dziećmi również wspólnie.
Duża czcionka i… mniej kilogramów
Nie zapominajmy o formie – książka powinna być fizycznie przyjazna. Czcionka powinna być duża i czytelna, strony – niezbyt cienkie, a najlepiej, żeby nie był to śliski papier kredowy, który nierzadko brzydko pachnie. Ilustracje powinny być przejrzyste, a układ graficzny – nieprzytłaczający. Bo co z tego, że książka piękna, jeśli tekst ginie w gąszczu kolorów albo dziecko nie potrafi odróżnić litery „b” od „d”?
Perry Nodelman podkreśla, że „obraz, układ i inne cechy wizualne książki obrazkowej są nie mniej znaczące niż jej składnik werbalny, ponieważ razem tworzą znaczenie, które dziecko odczytuje jako całość”¹¹. Rodzice docenią to szczególnie podczas czytania na dobranoc, gdy lampa nocna ledwo się tli, a ręce omdlewają od trzymania trzystustronicowego tomu o króliku i jego filozoficznych rozterkach.
Proste przesłanie, silna puenta
Nie każda historia musi być metafizyczną medytacją nad losem człowieka. Wystarczy, że coś po sobie zostawi – pytanie, morał, zdziwienie. Czasem jedno zdanie na koniec wystarczy. I muszę przyznać, że wiele takich książek już przeczytaliśmy.
Spójrzcie na zakończenie Akademii pana Kleksa Jana Brzechwy w wersji, którą właśnie trzymam na półce. W ostatnich scenach narrator orientuje się, że bajka była bajką, Mateusz okazuje się autorem historii, a książka dosłownie wraca na półkę. Ostatnie zdanie brzmi:
„Na grzbiecie tej książki widniał napis: Akademia pana Kleksa.”
To nie tylko domknięcie opowieści, ale i subtelne puszczenie oka do czytelnika: historia kończy się tylko po to, żeby mogła się zacząć od nowa. Magia Kleksa nie znika – ona po prostu odpoczywa między stronami, czekając, aż ktoś znów otworzy książkę.
Takie zakończenia mogą być pierwszą iskrą do refleksji – albo do bardzo trudnego pytania, które podważy także twoją wizję rzeczywistości. Jak zauważa Weronika Kostecka, „dobrze opowiedziana opowieść dziecięca zawiera ładunek poznawczy, emocjonalny i aksjologiczny”¹². Nie musi tłumaczyć świata – wystarczy, że go otworzy. Bo siła literatury dziecięcej polega nie na tym, że podaje gotowe odpowiedzi, lecz na tym, że pozwala dziecku je odnaleźć samodzielnie.
Uwaga dla wydawców
Drodzy wydawcy, wiem, że w ostatnim czasie polało się w waszym kierunku morze krytyki w związku z zamieszaniem wokół powieści Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak. Wybaczcie, ale chciałbym skierować kilka słów także do Was – jako czytający tata.
Na koniec: kilka słów do Was – architektów papierowego świata.
Czytanie z dzieckiem to nie tylko spotkanie z tekstem – to również doświadczenie fizyczne i zmysłowe. Książka może być przyjemna w dotyku, czytelna i lekka, albo… wręcz przeciwnie. Niestety, wiele książek dziecięcych nadal nosi, moim zdaniem, znamiona wad fabrycznych, które potrafią skutecznie zepsuć nawet najlepszą historię.
- Nieczytelny druk.
Ciemna czcionka na ciemnym tle? Naprawdę? Czytanie takich książek wieczorem to tortura. Błagam – jasne tło, kontrastująca czcionka.
- Ostre okładki.
Trzymając książkę w pionie, czuję dyskomfort ostrych rogów. Czy nie da się tego zaokrąglić?
- Książki wagi ciężkiej.
Czy dwukilogramowa antologia bajek to naprawdę konieczność? Dzielmy to na tomiki.
- Papier.
Nieprzyjemny, śliski, trudno przewracać takie strony, które się ze sobą „sklejają”. Z prawdziwą przyjemnością sięgam po książki wydane na papierowym papierze. Być może uda mi się kiedyś napisać artykuł o rodzajach papieru – w konsultacji z jakąś drukarnią. To może być bardzo ciekawe.
Marta Bartosik przypomina, że czytanie z dzieckiem to także komfort psychiczny i fizyczny – również dla dorosłych¹³. Proszę zatem, byście projektowali i drukowali książki, które da się czytać z przyjemnością.
Pamiętajmy, że literatura dla dzieci pozwoli nam zbudować nowy, lepszy świat.
Bibliografia
- Minardi, K. S. (1994). Using Children’s Literature: An Approach to Teaching Reading, University of North Florida
- Czabanowska-Wróbel, A., 2020. Children’s Literature— Between World and Global Literature. Wielogłos, Special Issue English Version (2018), pp. 109-122
- Kucirkova, N., Sheehy, K., Messer, D. (2015). A Vygotskian Perspective on Parent–Child Talk During iPad Story Sharing
- Brotherson, S. E. (2009). Reading Choice and Children, Bright Beginnings #18
- Minardi, K. S. (1994). jw.
- Kucirkova, N. (2019). Children’s Reading With Digital Books, Child Development Perspectives
- Czabanowska-Wróbel, A. (2018). jw
- Kucirkova, N. (2019). jw., s. 2.
- Minardi, K. S. (1994). jw., s. 45–47.
- Parry, B., Taylor, L. (2018). Readers in the round: children’s holistic engagements with texts, Literacy, 52(2), s. 105.
- Perry Nodelman, How Picture Books Work, w: Peter Hunt (red.), Understanding Children’s Literature, Routledge, London–New York 1999, s. 135.
- Kostecka, W. (2017). Krótka historia czasu…, w: W kręgu baśni i fantastyki, SBP
- Bartosik, M. (2023). Jak rozmawiać z dziećmi o trudnych emocjach, Poradnik dla rodziców