Przedszkole to ważny etap w życiu dziecka, dlatego wiele książek dla najmłodszych porusza temat pierwszych dni w placówce oraz trudności, które co roku dotykają tysiące dzieci i ich rodziców. Jedną z takich pozycji jest „Leoś idzie do przedszkola” autorstwa Marianny Gierszewskiej. Autorkę cenię za działalność terapeutyczną, uważność, wiedzę i życiową mądrość .
Książki tej autorki stanowią ważną część mojej biblioteki. Jak tylko usłyszałam, że dostępne są już w sprzedaży jej książki dla dzieci, zamówiłam je w ciemno. I o ile pierwsza z nich, „Leoś i trudny poranek” jest według mnie zdecydowanie godna polecenia, tak z drugą, „Leoś idzie do przedszkola”, mam problem. Porusza ona temat adaptacji przedszkolaka, czyli bardzo istotnej zmiany w codziennym funkcjonowaniu małego człowieka z nieco innej niż zazwyczaj perspektywy. Skąd zatem ostrożność?
Porusza ona temat adaptacji przedszkolaka, czyli bardzo istotnej zmiany w codziennym funkcjonowaniu małego człowieka z nieco innej niż zazwyczaj perspektywy. Skąd zatem ostrożność?

Przedszkole jako przestrzeń adaptacji dziecka
Na rynku jest już sporo książek poświęconych tej tematyce. Oswajają one m.in. codzienność w przedszkolu, pracujące w nim nauczycielki, różne sytuacje konfliktowe pojawiające się wśród dzieci, trudności z rozstaniem, tęsknotę za rodzicami.
W książce „Leoś idzie do przedszkola” opisywane są różne sytuacje, w których odnajdzie się niejeden przedszkolak, ja jednak chciałabym się skupić na przedstawionej w tej historii postawie rodziców i wprowadzanych przez nich rozwiązaniach.
Rodzice i wybór przedszkola
Otóż rodzice trzyletniego bohatera rozpoczynają przygodę z pójściem przez niego do przedszkola od zapytania go o taką chęć. Kolejno odwiedzają wiele różnych miejsc, sprawdzając, jak się w nich czuje. Mama przez kolejne dni towarzyszy Leosiowi w poznawaniu przedszkola, a kiedy ten płacze i mówi, że nie chce do niego pójść, wraz z mężem biorą urlop i spędzają więcej czasu razem.
W tym trudniejszym dla niego czasie Leoś ma możliwość pozostawania pod opieką rodziców, babci, wujka, niani — do momentu, aż nie wyrazi gotowości i chęci na pójście ponownie do przedszkola. Finalnie odnajduje się w „fajnym przedszkolu”, w którym jest możliwość spędzania czasu w lesie, bawienia się patykami, skakania w kałużach.
Jak dla mnie nie jest to uniwersalna historia, w której może odnaleźć się wiele osób, zarówno rodziców, jak i dzieci. Powiedziałabym nawet, że jest ona bardziej komentarzem dla dorosłych, przedstawiającym wartość bycia blisko dziecka w obliczu ważnych wydarzeń, podążanie za jego tempem dostosowywania się do zmian, uważności na jego potrzeby.
I o ile wielu rodziców może zgodzić się z tym bliskościowym podejściem (choć znajdą się i tacy, którzy uważają, że dziecko potrzebuje doświadczyć rozstania z rodzicem i nauczyć się być bez niego, bez zbędnego skupiania się na tym procesie), to już przedstawione w książce rozwiązania są dla nich często po prostu niedostępne.

Przedszkole a możliwości i zasoby rodzin
Dotykamy tutaj jednej ważnej kwestii, mianowicie możliwości i zasobów — nawet nie samych rodziców, ale całych rodzin. Bo w przedstawionej w książce historii rodzina Leosia ma możliwość odroczenia decyzji o posłaniu dziecka do przedszkola, pozostawienia go w domu pod opieką innych.
Czytając książkę „Leoś idzie do przedszkola”, odniosłam wrażenie, że zamiast łączyć i propagować piękne wartości, może dzielić i wywoływać złość i bezsilność chociażby u rodziców, których nie stać na wybór prywatnego przedszkola, niemających dziadków czy bliskiej rodziny mogących wspomóc w opiece nad dzieckiem w kryzysowej sytuacji, czy też tych niemających możliwości ograniczenia obowiązków zawodowych, by towarzyszyć dziecku w adaptacji przedszkolnej.
Przedszkole z perspektywy doświadczeń rodzica
Być może moja reakcja wynika z tego, że sama widziałam i doświadczyłam różnych podejść do adaptacji i wsparcia dziecka i rodzica w tym procesie. Czasami było to przyzwolenie na dłuższe towarzystwo rodzica, czasami sugestie, mniej lub bardziej dosadne, by dziecko pozostawić w placówce niezależnie od stopnia jego przerażenia.
Byłam w sytuacji, gdzie rozważałam, która placówka jest lepsza dla rozwoju dziecka: wiejska, blisko domu, ze znajomymi dziećmi z okolicy, czy też prywatna, nastawiona na rozwijanie wielu sfer, z różnorodnością zajęć. Byłam też w miejscu, gdzie liczyła się dla mnie jako rodzica bliskość miejsca i sam fakt dostania się do placówki po zakończonej już rekrutacji.
I wreszcie, byłam w miejscu, w którym wiedziałam, że powinnam dokonać zmiany przedszkola dla dobra dziecka, a także swojego. I wtedy na szczęście moja potrzeba spotkała się z taką możliwością.

Przedszkole jako system i wizja przyszłości
Dzięki tym doświadczeniom wiem, jak złożone są to procesy, jak wiele wymagają od rodziców i jak wiele wsparcia potrzebuje dziecko w okresie takich zmian. Wiem, jak trudno taką zmianę wprowadzić i jak jedno słowo wypowiedziane nieopatrznie może zniweczyć wiele tygodni przygotowań. Ale może to tylko moje wrażenie?
Tej książki nie będę czytać ze swoim dzieckiem, ponieważ nie wsparłaby nas w naszych adaptacyjnych trudnościach, pomimo tego, że nasza historia ma wiele punktów wspólnych i kończy się w tym samym miejscu.
Na pewno jednak nie przechodzi się obok niej obojętnie, bowiem dotyka bardzo ważnego tematu: wizji przedszkola przyszłości, systemu, w którym przez sporą część dnia funkcjonuje mały człowiek.
Przedszkole naszych marzeń – pytania do refleksji
Ta książka może być głosem w dyskusji wśród rodziców, nauczycieli, urzędników, dotyczącym tego, że są rodzice i dzieci, które potrzebują innego podejścia niż bardzo często spotykane obecnie w polskich placówkach.
Jakie jest przedszkole naszych marzeń? Co się musi zadziać, by takim się stało? Czy ja, tu i teraz, mogę zrobić coś, by urzeczywistnić tę wizję? To pytania, przy których warto się zatrzymać.

