„Lodówka Zosi” Lois Brandt, niepozorna książeczka o przyjaźni kilkuletnich dziewczynek, Zosi i Hani, z ważnymi tematami w tle. Sięgnęłam po nią poszukując dla syna książki, w której znalazłabym zachętę dla dziecka, że warto powiedzieć ważnemu dorosłemu o istotnych sprawach dziejących się w jego życiu. Widziałam, że syna dręczy jakaś przedszkolna historia, którą nie chciał się ze mną podzielić. W takich momentach to często książki stają się dla mnie narzędziem do dotarcia głębiej i pokazania możliwości. W przedstawianych historiach mały czytelnik może próbować odnaleźć się w gąszczu różnorodnych sytuacji, zobaczyć, co może zrobić i jakie wynikają z tego konsekwencje, bez strachu o reakcję innych.

„Lodówka Zosi” od razu przypadła synowi do gustu. Myślę, że to za sprawą zgrabnie poprowadzonej historii: wspólnej zabawie dziewczynek na placu zabaw, rywalizacji i wreszcie pojawiającego się głodu. Ot, codzienność dzieciaka. Jak się okazuje, ten głód jest jednym z głównych bohaterów opowieści. Bo w domu Zosi, w przeciwieństwie do domu Hani, w lodówce jest pusto. „Dlaczego?” – zapytał mój syn i myślę, że niejeden młody czytelnik, dla którego to niewyobrażalna sytuacja. No właśnie, dlaczego? Jest to jeden z obszarów do rozmowy, który otwiera lektura „Lodówki Zosi”. Dlaczego niektórych stać na wiele rzeczy, w tym jedzenie, a innych nie? I o czym to świadczy? Co mówi o nas, co mówi o nich? W książce nie znajdziemy prób wyjaśnienia tej sytuacji. Ta historia musi zostać dopowiedziana przez nas, przez pryzmat naszych doświadczeń, naszej wiedzy i wyobrażeń.

I niezależnie od naszych poglądów, myślę, że ważną odpowiedzią jest to, że po prostu czasem tak bywa i nie zawsze można to wytłumaczyć, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Każdy z nas może znaleźć się w trudnym momencie w życiu, może się pogubić, przegrać, ale to nie przekreśla jego szans na wyjście z kryzysu. I o tym jest już dalszy fragment historii opowiedzianej w „Lodówce Zosi”. Hania, wiedząc, że lodówka Zosi jest pusta, a jej pełna, postanawia wspomóc koleżankę, dzieląc się z nią tym, co ma. Dla Zosi to wstydliwy temat. Prosi, by nikt nie usłyszał o jej sytuacji.
I to kolejny obszar do rozmów z dzieckiem, kształtowania jego charakteru i poczucia wartości. Wstyd. Nieposiadanie tego, co mają inni. Odnalezienie się w grupie rówieśniczej. Jakie to trudne, od najmłodszych lat wzmacniać dziecko, sprawiać, by czuło się ważne, wystarczające, niezależne od oceny innych, niezależnie od okoliczności. Doskonale pamiętam to ze swojego dzieciństwa. Mam nawet wspomnienie z lodówką jednej z koleżanek, w której znajdowały się produkty firm, na które moich rodziców nie było stać. Jej rodzice raz w tygodniu przeglądali lodówkę, by wyrzucić z niej przeterminowane jedzenie, podczas gdy my takie jadaliśmy, kupione czasami taniej. Pamiętam też, jak u innej koleżanki pierwszy raz próbowałam owoc granatu, trudno dostępny w latach 90-tych. A teraz? Jest często jadanym owocem w naszym domu.
W tym kontekście nie sposób nie wspomnieć o wdzięczności. Za to, co mamy. Za to, gdzie i z kim jesteśmy. Za to, kim się stajemy. Że to nie tylko rzeczy są w naszym życiu wartościowe, ale też wspólnie spędzany czas, przyjaźń, śmiech.
„Lodówka Zosi” i świat, który troszczy się o dziecko
Uwielbiam takie książki, wielowarstwowe, które można czytać z mniejszym, jak i większym dzieckiem, które można kontynuować poprzez snucie własnych historii. W „Lodówce Zosi”, dzięki wrażliwości Hani i zaufaniu swojej mamie w to, że pomoże rozwiązać niezrozumiałą dla niej sytuację, to mądry dorosły udziela wsparcia rodzinie w kryzysie. A Zosia może odrzucić swój wstyd i po prostu cieszyć się z bycia dzieckiem i przyjaciółką.
Podoba mi się przedstawienie dorosłych jako odpowiedzialnych, otwartych na otrzymywanie i przyjmowanie pomocy. Taka historia może też pomagać w budowaniu w dziecku poczucia, że świat się o nie zatroszczy. Że nie musi zobojętnieć czy pozbyć się marzeń, jeśli smutek i brak wdziera się do jego życia.
Chcę wierzyć, że takie zakończenia są możliwe. I chcę tę wiarę zaszczepić także synowi.
A Ty? Co masz w swojej lodówce?

